„Matka nauczyła mnie, że z mężem czy bez męża, jestem kompletną osobą- mówi z naciskiem. -Liczy się tylko to, kim jestem w środku i jak traktuję innych ludzi. Z tobą jest podobnie. Nie pozwól, aby ktokolwiek wmówił ci, że jest inaczej"
Kopciuszek nie żyje już od dwustu lat, a wciąż jest stawiana za wzór. Całe życie w królestwie kręci się wokół tej baśni. W każdym gospodarstwie ma się znajdować przynajmniej jeden jej egzemplarz.
Nowy król ustanowił zasady, których wszyscy muszą przestrzegać, a jedną z nich jest obowiązkowy udział dziewczyn w balu, który odbywa się co roku w pałacu. Według tradycji mają one zaprezentować się jak najlepiej, by zdobyć zainteresowanie mężczyzn, bo jeśli nie zostaną wybrane na trzech kolejnych balach- znikają.
Szesnastoletnia Sophia dostała zaproszenie na swój pierwszy bal. Jednak ona wcale tego nie chce. To nie jest jej wybór. Pragnie poślubić Erin, ale w królestwie nie ma do tego prawa. Nawet mówienie o swoich uczuciach może skończyć się wydaniem na zatracenie...
Dziewczyna marzy o dokonaniu jakichś zmian w królestwie. Obaleniu króla i położeniu kresu zasadom, które pozwalają mężczyznom na wszystkie zachowania wobec kobiet, nawet te najgorsze. Niestety jest to bardzo ryzykowny krok.
Jednak gdy na balu zostaje wybrana i to przez kogoś naprawdę okropnego, desperacja popycha ją do ucieczki.
I co teraz?
Gdy Sophia spotyka na swej drodze waleczną Constance, wszystko zaczyna być możliwe.
W końcu przyszła pora, żeby napisać baśń na nowo...
Czy dziewczyny wspólnie dają radę uwolnić królestwo od tyrańskich rządów króla Manforda? Czy uda im się sprawić, że wszyscy będą mieli równe prawa?
Muszę przyznać, że jestem naprawdę zachwycona tą historią. Z jednej strony nie miałam żadnych wymagań co do tej książki, a z drugiej potrzebowałam czegoś lekkiego, komfortowego i dostałam to w 100%. „Cinderella is dead" zdecydowanie dołącza do moich ulubieńców tego roku.
Król tyranizuje swoje królestwo, a nikt się temu nie sprzeciwia. Wszyscy boją się zrobić cokolwiek i wolą być mu posłuszni, niż ryzykować własnym życiem. Przez to nic się nie zmienia. Mężczyźni mają władzę, a kobiety muszą to znosić bez słowa sprzeciwu.
I tu wchodzą silne kobiece postacie, które nie tylko marzą o wolności, ale również są na tyle odważne, żeby o nią zawalczyć.
Od samego początku bardzo polubiłam Constance. Niezależna, sprytna, zaradna i przede wszystkim od dziecka pielęgnuje historię swojej rodziny, więc wie o co i z czym zamierza walczyć. Doskonale radzi sobie ze sztyletem i jest przygotowana do tej walki.
Natomiast Sophia może i ma chęci, ale jej zachowanie wydaje mi się totalną głupotą. Muszę zacząć od tego, że nie ma żadnego planu, a mimo to decyduje się na ucieczkę z pałacu, wiedząc co za to grozi. Gdyby nie dziewczyna, którą poznała przez totalny przypadek, prawdopodobnie nic z tego by nie wyszło. Do tego przez swoją nieodpowiedzialność i zbyt dużą ufność, naraża na niebezpieczeństwo także innych. Aczkolwiek pomimo to nie jest irytująca. Jest bohaterką, którą da się polubić chociażby za dobre serce, chęć zmieniania świata na lepsze.
Jeśli szukacie przyjemnej historii do przeczytania na raz, to ta nada się idealnie!