W swojej książce Jan Kuriata opisuje losy własnej rodziny. O tym jak skomplikowana jest to historia niech zaświadczy chociażby to, że mogę napisać, iż wszystko rozpoczyna się na terytorium dzisiejszej Ukrainy i kończy w Polsce. Jednocześnie jednak prawdziwe jest stwierdzenie, że historia opisana w „Wołyniacy. Jedno życie” rozpoczyna się w Polsce i kończy na ziemiach ówczesnych Niemiec.
Jestem z tego pokolenia, które przywykło do ustalonych po wojnie granic Polski. Wydaje mi się, że Polska zawsze taka była i dlatego również zawsze taka pozostanie. Prawda historyczna jest jednak zupełnie inna. Ten kształt, który od najmłodszych lat rozpoznaję w atlasach i na szkolnych mapach, jest wciąż czymś świeżym i niekoniecznie trwałym. Niedawno przeczytałem reportaż „Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej” Tomasza Grzywaczewskiego, w którym przytacza on wiele niełatwych historii, które rozgrywały się na terenach pogranicza. Wołyń jest jednym z takich miejsc gdzie ogniskuje się wiele bólu, cierpienia i niesprawiedliwości. Zwłaszcza w dobie dzisiejszych wydarzeń i deklarowanej na wysokich szczeblach przyjaźni polsko-ukraińskiej, ważne jest abyśmy znali tło minionych wydarzeń, które do dziś owocują w społeczeństwie animozjami. Nie chodzi o rozpamiętywanie czegoś i rozdrapywanie wciąż świeżych ran. Chodzi jednak o pamięć i świadomość historyczną, która może pomóc nam ustrzec się błędów naszych przodków.
Najlepszym sposobem na poznanie historii jest wniknięcie w losy konkretnych ludzi. I taką możliwość daje nam Jan Kuriata, który podjął się niełatwego zadania spisania dziejów własnej rodziny. Jest to książka mądra, wyważona i (czasem do bólu) szczera. Zawdzięczamy to autorowi, który nie należy do tych szukających sensacji lub chcących szokować czytelnika. To rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koszalinie, który nie spisał wspomnień dla chwili sławy, albo ze względu na to, że Wołyń jest aktualnie „gorącym tematem”. Jan Kuriata pragnie ocalić przed zapomnieniem historię swojej rodziny, nie twierdząc, że była ona wyjątkowa. Bynajmniej! Była to typowa rodzina, której doświadczenia były typowe dla danego czasu i miejsca – i właśnie dlatego warto dogłębnie poznać jej historię. Jest ona smutna, ale również powinna być pouczająca. Ciężko rozliczyć się z historią jeśli jej nie znamy!
To książka o trzech społecznościach, które żyły obok siebie, ale faktycznie pozostawały względem siebie obce – obojętne, a czasem nawet wrogie. Polacy, Ukraińcy i Żydzi stale się ze sobą stykali, funkcjonowali blisko siebie, a jednak zachowywali dystans. Ojciec autora wspomina:
„Wszystkich to śmieszyło, bo to było zabawne, jak Żyd śpiewał: Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. Ale potrafił też ładnie zaśpiewać ich pieśni czy psalmy i ludzie słuchali. Josiek był nasz, inny, ale nasz. Co innego Żydzi z Berezna… To już zupełnie inna sprawa. Nie ma potrzeby oszukiwania ciebie: nie znałem nikogo, kto lubiłby Żyda, a wielu wręcz ich nienawidziło. Tak za wszystko, nie wiem, co to było to wszystko, nie umiem tego opisać”.
Jan Kuriata spróbował jednak opisać to, co często wymyka się słowom. Jego książkę czyta się lekko, ale zdecydowanie sama w sobie nie może być określona w ten sposób. To trudna lektura, której nie polecam raczej na wakacyjny wypoczynek, ponieważ wiele jej fragmentów może być dla nas przytłaczających. Powinniśmy jednak poznać tę historię, aby lepiej rozumieć nasze relacje z Ukrainą. Nie sztuką jest stale zamiatać coś pod dywan i udawanie, że nic się nie wydarzyło. Historia pełna jest mroku, a negatywne postaci znajdziemy zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy. Oczywiście uważam, że dziś należy pomagać, często bezwarunkowo. Ale nie oznacza to, że pewne rzeczy w minionym wieku nie miały miejsca.
Wszystkim, którzy lepiej chcą zrozumieć co działo się na Wołyniu od początku lat trzydziestych XX wieku i poznać historię rodziny autora aż do początku XXI wieku, serdecznie polecam tę książkę. To kawał dobrej i rzetelnej literatury. To opowieść o zwykłej rodzinie, która pozwoli nam lepiej pojąć z czym mierzyły się dziesiątki tysięcy naszych rodaków w latach, które były o wiele cięższe od tych, na które obecnie narzekamy. Warto poświęcić kilka wieczorów na wspomnienia spisane przez Jana Kuriatę.