Dzisiejsze województwo lubuskie przed drugą Wojną Światową leżało na terenie Niemiec. Obfitowało w winnice, a wino z nich produkowane było cierpkie w smaku. Głównym rynkiem zbytu był Poznań, jednak wraz ze wzrostem niechęci między Polską a Niemcami handel stopniowo się ograniczał. Surowe zimy i mało przychylne lata mocno doskwierały winnicom. Ziemie te zamieszkiwali Wendowie, ostatni potomkowie dawnych Słowian, którzy na polsko-niemieckim pograniczy osiedlili się przed dwoma wiekami.
Tematyka wojenna w literaturze ciągle ma się dobrze. Różne wątki, historie przedstawiane z wielu perspektyw cieszą się dużą popularnością. „Cierpkie grona” Zofii Mąkosy to pierwszy tom cyklu „Wendyjskiej Winnicy”. Historia rozpoczyna w się w 1938 roku w Chwalimiu, małej wiosce na pograniczu polsko-niemieckim. Tu życie płynie spokojnie, dyktowane porami roku. Marta Neumann próbuje utrzymać gospodarstwo i winnice odziedziczone po przodkach. Pomaga jej córka Matylda i kuzynka Janka. Mąż jest urzędnikiem partyjnym w pobliskim miasteczku. Życie na prowincji ciągle jest priorytetem, tu ważne jest przetrwanie, choć coraz bardziej odczuwalny jest konflikt wojenny.
Saga Mąkosy jest mocno rozbudowana, bo i dużo tu postaci, dużo wątków, dużo emocji. Są radości, małe smutki i wielkie tragedie. Marta Neumann jest z pochodzenia Niemką, wyznania luterańskiego i w takim duchu wychowuje Matyldę. Kuzynka Janka to z pochodzenia Polka wyznania katolickiego. W Chwalimiu mieszają się wyznania, przekonania i religie. Część starszych mieszkańców żyje zgodnie z tradycjami przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, wciąż żywa jest kultura wendyjska i przesądy. Podczas świąt kościelnych kobiety zakładają tradycyjne suknie, na co dzień przechowywane w przepastnych sukniach, z tym zderza się powiew nowoczesności, zachłyśnięcie się kulturą miejską, szczególnie u młodszych i bardziej wykształconych mieszkańcach Chwalimia.
„Cierpkie grona” to epicka opowieść, gdzie fakty historyczne przeplatają się z fikcją literacką. To powieść pisana z innej perspektywy, bo tu bohaterami głównie są Niemcy. Polacy to ci za miedzą. To ci, którzy według przekazywanej propagandy 1 września 1939 roku napadli na Niemcy i próbują zagrabić graniczne ziemie. A że zamieszkują jedną miejscowość nieobce są donosy. Niemcy mają inny stosunek do wojny, a i ich wrażliwość jest zgoła rożna od tej polskiej. Opowieść o Chwalimiu, choć opisuje konkretny rejon, bo mamy tu odwołanie do polskich nazw okolicznych miejscowości, to jest niezwykle uniwersalna. To też swoista kronika dzisiejszej Ziemi Lubuskiej. Z drugiej strony w każdym rejonie świata można znaleźć Martę Neumann, która kocha córkę miłością skończoną, choć niełatwą i chce dla niej jak najlepiej. Wszędzie ludzie trafiali do obozów pracy, za mniejsze lub większe przewinienia, i te obozy zostawiły w nich piętno na zawsze.
Narracja snuje się w powieści niezwykle powoli. Przypomina sienkiewiczowskie akapity lub opisy przyrody w „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. Jeśli bohater przykładowo zapomniał klucza z domu, mamy szczegółowo opisane do czego ten klucz i jak go będzie używał. To trochę tak jakby Mąkosa zapomniała, że czytelnik prócz życiowej wiedzy ma również wyobraźnię. Niektóre opisy były konieczne żeby zbudować tło, ale dużą część była po prostu zbędna. Mnogość opisów przyrody może przytłoczyć i z pewnością przekłada się na objętość powieści.
Jako całokształt „Cierpkie grona” w szkolnej skali oceniam na mocną czwórkę. Powieść nie jest pozbawiona wad, jak choćby przedłużane opisy scen i przyrody, czy bohaterowie nie zawsze realni. Uznanie należy się za równowagę w emocjach – nie wszystko kończy się happy endem, bohaterowie też cierpią i dopadają ich skrywane na dnie szafy demony. „Cierpkie grona” to debiut Mąkosy, liczę że w każdej kolejnej książce warsztat literacki będzie coraz lepszy, bo wiedzy historycznej i przełożenia na merytorykę nie brakuje.