Ewa Ornacka, znana dziennikarka śledcza, napisała poważną, opartą na wywiadach i aktach sądowych, książkę o przestępczości zorganizowanej w Warszawie na przełomie wieków. Rzecz traktuje głównie o tzw. grupie mokotowskiej. Sporo tam wywiadów z gangsterami, policjantami, ofiarami. Niemniej czyta się to ciężko, bo wszyscy kręcą, kombinują, mówią rzeczy przeczące sobie wzajemnie. Na mój gust najmniej wiarygodni są przestępcy, którzy robią z siebie pierwszych niewinnych, dalej policjanci, którzy też prezentują się jako czyści. Może najbardziej można wierzyć ofiarom (tym, które przeżyły).
Bardzo ciekawa jest otoczka socjologiczno-obyczajowa działalności bandytów. Po pierwsze nękali (haracze, kradzieże) szarą strefę: agencje towarzyskie, hurtownie z przemyconym towarem, tiry z kontrabandą itd. Taki okradziony czy szantażowany raczej nie szedł na policję.
Po drugie książka obala mity o braterskich więzach gangsterów i hermetyczności tego światka. Mówi były gangster: „Szacunek w środowisku i to, jak cię inni postrzegają, zależy wyłącznie od tego, ile masz kasy, a nie jakim jesteś człowiekiem” I dalej „Przestępców łączy chęć zarabiania, a nie więzi przyjaźni. Mówienie o zaufaniu w tym temacie to jakaś katastrofa”. Czyli mamy stosunki bardziej biznesowe niż braterskie... Nic nowego... Inny bandzior „W świecie przestępczym nie ma tak naprawdę żadnych zasad. Każdy każdego próbuje wyp...ć na kasę,” I dalej „W świecie przestępczym nic się nie ukryje. Powiesz jednemu, to jakby dziesięciu wiedziało”.
Jest to smutna, porażająca lektura, zwłaszcza, gdy czyta się o tzw. gangu obcinaczy palców, czyli porywaczy dla okupu, którzy przez parę lat terroryzowali Warszawę i okolice. Często, mimo dostarczenia okupu przez zdesperowane rodziny, bestialsko zabijali porwanych. Zaś rola policji w ich zwalczaniu była co najmniej dwuznaczna. Mówi porwany, którego bandyci uwolnili: „Ogólne wrażenie jest takie, że niekompetencja policji jest przeolbrzymia, za to porywacze wiedzieli, co się dzieje.” Niestety, to nie był serial kryminalny, ale samo życie... Mówi anonimowy były gangster: „policjanci mają krew na rękach, bo byli zamieszani w porwania, pomagali grupie. Kryli to wszystko, chachmęcili z dowodami albo dowody ginęły”. Mówi inny porwany, który przeżył: „Mój stosunek do policji i prokuratury jest zdefiniowany. Cały ten system nie działa. Ja przecież nie mówię, że wszyscy policjanci źle wykonują swoje obowiązki i są nieuczciwi, ale oni po prostu mają to gdzieś.” Mówi dalej, że policja „Nie potrafiła ustalić, kim byli porywacze, podczas gdy ja już po trzech tygodniach znałem tożsamość i pseudonimy większości „udziałowców” tego bandyckiego przedsięwzięcia. (…) Policję niezbyt interesuje ta wiedza.” Poważne to oskarżenia, ale trudno zweryfikować ich prawdziwość... Niemniej jakiś fetorek się nad tą sprawą roztacza...
Na szczęście te czasy naznaczone krwią i przemocą przeszły do przeszłości, starzy gangsterzy albo siedzą albo się pozabijali. Teraz przestępczość zorganizowana koncentruje się na wyłudzaniu VATu, produkcji lewych papierosów czy alkoholu, czy przemycie na wielką skalę. Lepsze to niż porywanie ludzi...
To smutna, czasami wstrząsająca książka ilustrująca ciemną stronę raczkującego polskiego kapitalizmu.