Po przeczytaniu kolejnej powieści Daniele Steel mam dość mocne przekonanie, że ta autorka nigdy nie znajdzie się na liście moich ulubionych pisarek. Amerykanka ma doskonałe pomysły na stworzenie porywających fabuł, niestety jej cukierkowaty styl przyprawia mnie o ból zębów i niestrawność. Powieści Steel to baśnie dla dorosłych kobiet. Bohaterowie wykreowani przez pisarkę są do bólu idealni i wzniośli, na każdym kroku jest podkreślana ich niewinność i duchowa doskonałość. Wydaje się, że w powieściowym świecie nie istnieje coś takiego jak czyste zło. Nawet jeśli bohaterowie stają w obliczu okrucieństwa, to jest ono przedstawione w tak dziwny sposób, że nie wywołuje we mnie głębszych odczuć. Tragedie, które czasami stają się udziałem wykreowanych przez Steel postaci, zamiast mnie poruszać wywołują śmiech.
„Milcząca godności”, trzecia powieści autorstwa Danielle Steel jaką czytałam, to powieść z ogromnym potencjałem. Miejscem akcji jest Ameryka. Kalifornia rok 1941, Hikoro przybywa do Stanów Zjednoczonych, by zgodnie z wolą ojca podjąć studia na prestiżowym amerykańskim collegu dla dziewcząt. Młoda Japonka spotyka się z niechęcią białych studentek, którymi kieruje rasizm i przekonanie, że nowa koleżanka pod każdym względem jest od nich gorsza. Życie dziewczyny i jej krewnych, z którymi mieszka, zaczyna się walić 7 grudnia 1941 roku, wtedy japońskie wojska ostrzeliwują zatokę Pearl Harbor. Rząd wydaje rozporządzenie o rozpoczęciu wojny. Hikoro zostaje uwięziona w obcym sobie kraju.
Dla tysięcy mieszkających w zachodnich stanach Japończyków rozpoczyna się piekło. Chociaż od lat mieszkają oni w Ameryce, a ich dzieci nigdy nie myślały o Japonii jako o ojczyźnie, to zaczynają się prześladowania. Nagle biali przyjaciele i współpracownicy odwracają się od obywateli pochodzenia azjatyckiego plecami. Biali obwiniają niewinnych ludzi o morderstwa, których dokonały siły wojskowe, szukają w dobrze znanych sobie ludziach szpiegów wrogiego rządu oraz wichrzycieli. Atmosfera zagrożenia zostaje podsycana przez fałszywe doniesienia o kolejnych atakach. W końcu 19 lutego 1942 roku zostaje wydany dekret, na mocy którego wojsko rozpoczyna wysiedlenia Japończyków, którzy w ciągu kilku dni muszą zdecydować co zrobić z dorobkiem całego życia. Internowani zostają przeniesieni do specjalnych obozów, które nie są przystosowane do przetrzymywania setek tysięcy ludzi.
Romans napisany przez Danielle Steel rozgrywa się na tle niezwykle interesujących wydarzeń historycznych. Muszę przyznać, że dzięki pisarce poznałam inny obraz Ameryki, który do tej pory kojarzył mi się z hasłami równości i wolności dla wszystkich. Okazuje się, że ten idealizowany kraj ma także swoje ciemne strony. Niestety autorka nie potrafiła oddać w słowach całego okrucieństwa, którego wobec swoich obywateli dopuścił się rząd i nie dała rady przedstawić autentycznych emocji, które w takich okolicznościach powinny targać internowanymi. Postaciom wykreowanym przez pisarkę brakuje realności, a ich patetyczność momentami doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
Autorka miała świetny pomysł, jednak zmarnowała cały jego potencjał tworząc cukierkową miłosną opowieść, w której niezwykle brakowało mi prawdziwych emocji. Liczne powtórzenia tych samych informacji wywoływały we mnie irytację. Dotrwałam do końca tylko dlatego, że lubię utwory, które zawierają w sobie pewne wątki czy elementy odwołujące się do historii czy kultury azjatyckiej.
Steel mnie wymęczyła, ale dała mi również możliwość spojrzenia na pewien epizod historyczny, o którym nie miałam pojęcia, dlatego nie mogę powiedzieć, że lektura książki „Milcząca godność” była stratą czasu. W domowej biblioteczce stoją jeszcze dwie powieści tej pisarki i chociaż nie lubię stylu w jakim pisze Danielle Steel to myślę, że dam jej jeszcze te dwie szanse. Kto wie, może czeka mnie pozytywne zaskoczenie, kiedyś wszakże trafiłam na całkiem interesująco powieść tej autorki.