Debiut Theresy Monsour, a jednocześnie pierwszy tom cyklu o sierżant Paris Murphy.
Ginie prostytutka, zostaje ona brutalnie zamordowana, zgwalcona, a po jej śmierci moderca odcina pukiel jej włosów “na pamiątkę”. Sprawę prowadzi dwoje policjantów – sierżant Murpy wraz ze swoim partnerem Gabe’m Nashem. Właściwie bardzo szybko poznajemy tożsamość mordercy – jest nim szanowany chirurg plastyczny, bogaty człowiek wywodzący się ze starej, wpływowej rodziny. Pozostaje tylko złapanie mordercy. Ale to akurat okazuje się wcale nie takie proste – jest on inteligentnym, sprytnym i całkiem przewidującym osobnikiem. Między mordercą a policjantką wydarzy się kilka konfrontacji, które prowadzą do całkiem interesująco zbudowanego zakończenia.
Autorka stworzyła bohaterów, którzy jednocześnie różnią się od siebie bardzo, ale też posiadają sporo cech wspólnych. I dlatego tworzy się między nimi pewnego rodzaju fascynacja, przyciąganie. Paris jest mężatką, jednak aktualnie są z mężem w separacji. Nie potrafią się zdecydować na definitywne rozwiązanie – powrót do siebie lub rozwód. Krążą wokół siebie, przyciągając się i odrzucając. Ma ona też wewnętrzne dylematy i pragnienia, do których sama się nie chce przyznać. Natomiast doktor Michales jest chory psychicznie, dręczą go wspomnienia z chorego dzieciństwa oraz wewnętrzny “głos”. Jest jednocześnie bardzo inteligentnym lekarzem i zaślepionym mordercą. Widzi rzeczywistość przez swoistą perspektywę chorego umysłu. Jest również częściowo zaślepiony dziwnym rodzajem wiary – wierzy, że jest katolikiem, a jednocześnie uznaje, że życie prostytutki nie jest niczego warte, w związku z tym może ją zabić, pójść do spowiedzi i dostać pełne rozgrzeszenie. A gdy tak się nie dzieje, to znowu odzywają się w nim mordercze instynkty. Są one tak silne, że nie przestaje mordować nawet wtedy, kiedy orientuje się, że policja jest na jego tropie. W związku ze swym dzieciństwem ma również obsesję i fetysz związany z długimi włosami.
Książka jest napisana językiem prostym, zwięzłym. Mimo pewnych małych “debiutanckich usterek” jest napisana całkiem przyzwoicie i wciągnęła mnie w trakcie czytania, zastanawiałam się, jak potoczy się akcja. I jak się skończy książka ;) Jednakże czuć w niej jakąś specyficzną aurę fascynacji złem, ciekawa jestem czy w kolejnych częściach też będzie taki “posmak”, zobaczymy.
Jedyne, czego będę się czepiać to okładka! W pierwszej połowie książki jednym z dowodów które wskazują na mordercę jest parasolka. I to nie jakaś tam parasolka, tylko żółta parasolka. A na okładce – zarówno przedniej, jak i tylniej – grafik umieścił parasolkę w kolorze czarnym… Może się czepiam, ale mi przeszkadzała ta niezgodność między treścią, a okładką ;)
Jednakże wielbicielom kryminałów polecam :)
[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2009/11/29/czyste-ciecie-theresa-monsour/]