Tak, chyba tylko on mógł napisać książkę, o fotografie geju, który zwiedza Europę. I wcale nie jest to sentymentalna wycieczka po starówkach…
Isaak to Australijczyk, syn Greckich emigrantów. Z krajem przodków właściwie nic go nie łączy, nawet niezbyt dobrze posługuje się greką – przyjeżdża do Grecji, ponieważ został zaproszony na wernisaż, gdzie mógł zaprezentować swoje fotografie. Niejako przy okazji zamierza odwiedzić wioskę, w której urodziła się jego matka, jak również zwiedzić kilka różnych europejskich miast. Plan zwiedzania (jeśli tak to mogę nazwać), nie obejmuje jednak muzeów i pięknych parków – Isaak jest fotografem naturalistą, przy czym zdecydowanie ciągnie go w kierunku zanurzania się w ciemnych stronach życia. Porusza się po dzielnicach, w których spotkać można nędzę, emigrantów, brud, płatny seks i przemoc.
Równolegle do wątku podróży Isaaka, Tsiolkas snuje opowieść z zamierzchłej przeszłości, która jak się okazuje, dotyczy rodowodu bohatera. Rozdział za rozdziałem, ujawnia się demon z przeszłości, przeszłości naznaczonej biedą, wojną, lokalnymi międzysąsiedzkimi waśniami, chciwością, okrucieństwem i zbrodnią, której dokonali dziadkowie Isaaka. Demon ten, choć został przepędzony w Australii, znów odżyje i upomni się o swoje, gdy Isaak postawi stopy na ziemi przodków.
Mamy tu ciekawy zabieg, ponieważ w powieści demon jest prawdziwą zjawą, którą Isaak dostrzega fizycznie na swoich zdjęciach i która go opętuje, a tak naprawdę zmora ma symbolizować specyficzną grecką nienawiść, którą matka i dziadek Isaaka zostawili za sobą emigrując do Australii. Będąc jeszcze „u siebie”, czyli w Grecji, nienawidzili obcych (tak jak u większości chrześcijan, nienawiść skupiała się przede wszystkim na Żydach), przy czym tak naprawdę sami byli tam obcy i gardzono nimi. Prababka nie była rodowitą greczynką, lecz Albanką, natomiast pradziadek był uważany za lokalnego głupka. Rodzina Paginisów uzyskała jako taki szacunek w swojej społeczności dopiero wtedy, gdy dziadek Isaaka, zdobył duże pieniądze, a dzięki majątkowi i najpiękniejszej żonie, teraz to on mógł gardzić resztą świata. Czas wojny oznaczał utratę majątku i głód, który dotkną każdego, a jedyne co przetrwało to greckie piekiełko międzyludzkiej zawiści. Na australijskiej ziemi, ta specyficzna zmora mogła zostać wypędzona, ponieważ tam wszyscy byli obcymi, mniej więcej w takim samym stopniu i na takich samych prawach…
Właściwie już na pierwszych stronach Tsiolkas sygnalizuje nam, że istotnym elementem jego powieści będzie nienawiść, lecz tu zupełnie nie chodzi o samą nienawiść do Żydów. Nienawiść do “innych” wcale nie wyczerpuje się na antysemityzmie, lecz ma bardzo wiele odcieni i wcieleń. Mamy choćby obrazek z Aten, kiedy Isaak szukając przygód seksualnych jest świadkiem pobicia młodego emigranta ze wschodu, który uprawia prostytucję by przeżyć. Niemal każdy kontakt Isaaka z rdzennymi grekami naznaczony jest wrogością, ponieważ Isaak pomimo że wygląda jak Grek i ma greckie korzenie, to w kraju przodków jest kimś obcym. Mamy także wstrząsający obrazek z Pragi, gdzie nasz bohater styka się ze środowiskiem gejowskiego pornobiznesu. Wykorzystywani są w nim – a jakże, głównie emigranci, traktowani jako ludzie gorszego sortu, oraz ubodzy miejscowi chłopcy. Lecz nawet sam Rosjanin będący ofiarą i biorący udział w homoseksualnym przedstawieniu dla pieniędzy, gardzi gejami i najchętniej by ich wystrzelał… Przykłady bardzo różnie ukierunkowanej nienawiści można mnożyć.
Ciągle ktoś kogoś za coś nienawidzi: biedny bogatego – bogaty biedniejszego; autochtoni przybłędów – przybłędy autochtonów i innych obcych; urodziwy przeciętnego – przeciętny ładnego; ofiara kata – kat ofiarę; Żyd gojów, a goje Żydów. Łańcuszek ten ciągnie się w nieskończoność, bez względu na miejsce na mapie. Ma tak bardzo wiele ogniw i odgałęzień, bo jakiś powód do nienawiści i pogardy drugim człowiekiem zawsze się znajdzie – tak samo jest w Wenecji, Berlinie, Atenach czy Londynie.
Przekaz powieści jest oczywisty: nienawiść, skrywana czy nie, była i jest wszechobecna, zaś granica pomiędzy nienawidzącym a nienawidzonym, gardzącym a pogardzanym, tak naprawdę nie istnieje. Ofiara jednocześnie może być katem dla kogoś innego i tam wylewać swoje własne frustracje.
Christosa Tsiolkasa można nie polubić za jego pornograficzny styl opisywania rzeczywistości (czy chodzi o seks, czy o cokolwiek innego), ale faktem jest, że obnażając świat w taki a nie inny sposób, doskonale konfrontuje nas ze sprawami, które na co dzień są maskowane polityczną poprawnością. W powieści Klaps pokazał liczne skazy na społeczeństwie australijskim, w Martwej Europie natomiast zasygnalizował, że jako ludzie nie uwolniliśmy się od uprzedzeń i nienawiści. Możemy sobie w nieskończoność prawić o tolerancji, równości i braterstwie, ale to nie oznacza jeszcze, że stare demony nienawiści zniknęły.