Życie w rodzinie królewskiej nie zawsze oznacza, że wystawne bale, piękne klejnoty i dworskie ploteczki będą trwały wiecznie. Zdarza się, iż wszystko pryska niczym bańka mydlana — wówczas należy szykować się na nowe życie, co może być trudne…
To wielka radość, gdy trafia się na nowości wydawnicze w pełni zgodne z naszymi zainteresowaniami. Dlatego naprawdę ucieszyłam się widząc zapowiedź książki poświęconej Marii Fiodorownej, matce cara Mikołaja II. Dynastia Romanowów zaciekawiła mnie dokładnie dwadzieścia dwa lata temu. Dobrze pamiętam początek mojej pasji — obejrzałam wówczas film animowany o Anastazji, ale pragnę zaznaczyć, że była to wersja wydana wyłącznie na kasetach wideo. Może ktoś z Was kojarzy właśnie tę konkretną ekranizację tragicznej historii. I od tamtej chwili staram się poszerzać moją wiedzę dotyczącą rodziny carskiej, choć, przyznaję, troszkę się zaniedbałam. Świetnie, iż nadarzyła się okazja do przeczytania powieści autorstwa C.W. Gortnera. Tym sposobem odświeżyłam dawne hobby i mam nadzieję do niego wrócić na stałe. Tyle z moich prywatnych zwierzeń, pora na skupienie się na książce. A jest znakomita, nie można zaprzeczyć.
Maria Fiodorowna zawsze wydawała mi się trochę „szarą eminencją”. Jej rola była niezaprzeczalnie olbrzymia, aczkolwiek zazwyczaj ludzie skupiają się głównie na Mikołaju, Aleksandrze i ich dzieciach. A szkoda, bo Minny (jak nazywali ją bliscy) to postać fascynująca. Ciekawiło mnie, czy Gortner zdoła na kartach swej powieści ukazać jej cechy charakteru, specyficzną osobowość. Wyszedł z tej próby obronną ręką, przedstawiając różne etapy życia Marii. Począwszy od bycia krnąbrną nastolatką, poprzez mieszkanie w Rosji, skończywszy na walce o byt. Równocześnie obserwujemy też dzieje Europy, mocno skonfliktowanej „dzięki” najpotężniejszym władcom. To nie lada gratka dla każdego miłośnika nauk o minionych czasach.
Myślę, że autorowi należą się gratulacje za jego konsekwencję w odzwierciedlaniu prawdy. Oczywiście, to zbeletryzowana biografia, lecz wstawki fikcyjne są na tyle nikłe, iż bez problemu można je przemilczeć. Doskonale rozumiem, w pewnych momentach po prostu trzeba nagiąć historię, w końcu nie mamy do czynienia z monografią. Aczkolwiek na uwagę zasługuje spostrzeżenie — Gortner się przyłożył, zminimalizował ten zabieg, co doceniam. Ale również od początku miałam wobec niego spore wymagania, gdyż powieść o Marlenie Dietrich bardzo wysoko postawiła poprzeczkę.
Nadal podoba mi się styl pisania, znany ze wspomnianej „Marleny”. Piękne przybliżenie otoczenia, zwłaszcza malowniczego Sankt Petersburga. Aż znowu poczułam chęć, aby się tam wybrać, mimo naturalnych zmian spowodowanych upływem czasu. Niemniej jednak, w trakcie czytania, przed oczami stawał mi Pałac Zimowy wraz z jego mieszkańcami. Patrzenie z perspektywy Marii tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że losy Romanowów są tak ciekawe, że warto do nich wracać. Autor nie pokusił się o stworzenie bajkowej laurki, gdzie wszyscy są kompletnie niewinni oraz krystaliczni. Wypunktował słabości tej rodziny i ich znajomych, dzięki czemu łatwiej jest zrozumieć smutny koniec, a równocześnie współczuć…
Jeśli lubicie historię, lecz niekoniecznie przepadacie za opasłymi tomami, wypełnionymi wyłącznie datami, wówczas z pewnością musicie sięgnąć po tę pozycję. Przystępna, wciągająca, idealna na upalne dni, gdy potrzebujemy odpoczynku, a nie chcemy sięgać po zupełnie lekkie fabuły. Christopher Gortner po raz kolejny pokazał klasę, mam nadzieję, że wkrótce nadrobię zaległości i przeczytam inne jego książki, za co zabieram się od kilku miesięcy. Czekam też na informację o nowych — czuję, iż będą świetne! Trzymam za to kciuki.