Literatura obyczajowa zawsze gdzieś tam leżała w okręgu moich czytelniczych zainteresowań, choć miewałam chwile, gdy wolałam nie sięgać po te książki, bo po prostu mnie one znużyły. Jednak, kiedy zobaczyłam, że mogę przeczytać powieść, która jest właśnie z tego gatunku i która zabierze mnie, choć na chwilę, w kręgi innej kultury – nie zawahałam się nawet przez chwilę. Jak więc Chorwacka przystań wypadła w moich czytelniczych oczach? O tym opowiem w tej recenzji.
Anna jest dziennikarką i trafia jej się okazja wyjazdu do Chorwacji jako korespondentka wojenna. Jest szczęśliwą mężatką, lecz będąc za granicą, nie potrafi okiełznać swojego rosnącego uczucia do Blaża - chorwackiego fotoreportera wojennego. Kobietę teraz czeka trudna decyzja - opuścić męża, czy porzucić całkowicie marzenie o bajkowej miłości? Kiedy Anna wraca do Polski, jej chorwacka miłość staje naprzeciw z codziennością oraz pewną niespodziewaną nowiną... Kilkadziesiąt lat później jej córka, Weronika, staje przed identycznym wyborem. Los bywa niezwykle przewrotny i Anna po raz kolejny wraca w piękne chorwackie strony, z którymi wiążą się jej najpiękniejsze wspomnienia.
Zacznę od kilku słów na temat głównej bohaterki. Anna wzbudziła moją sympatię od samego początku. Myślę, że zostało to spowodowane dobrą kreacją oraz dopracowaniem. Ta postać nie jest płaska, ma swój charakter, ma ludzkie cechy – posiada zarówno zalety, jak i wady oraz targają nią ludzkie emocje. Nie wie, co ma zrobić w pewnych sytuacjach, dopadają ją różne wątpliwości i to właśnie sprawiło, że ja jako odbiorca poczułam z Anną pewnego rodzaju więź. Domyślam się też, że nie każdemu taki typ bohatera będzie pasował, ale nie skreślajmy tej postaci od razu.
Jeśli chodzi o Weronikę, która swoją rolę dostaje raczej w drugiej połowie książki, to z nią nie polubiłam się aż tak mocno. Oczywiście, jest ona równie dobrze przedstawiona, jednak tutaj odniosłam wrażenie, że autorka za mocno chciała pokazać różnice między nią, a jej matką. Weronika jest dość zwariowana, czerpie z życia pełnymi garściami, ale chwilami było to dla mnie “za bardzo”. Podejrzewam, że tylko ja miałam takie odczucia co do tej postaci, ale wolę o tym wspomnieć.
Bardzo przypadł mi do gustu styl pisania Anny Karpińskiej. Jest on lekki, bez dodatkowych ozdobników czy zbędnych zapożyczeń. Mogę nawet napisać, iż jest to typowa mowa potoczna przeniesiona na papier, lecz nie jest to absolutnie coś złego. Dzięki temu lektura tej pozycji była dla mnie przyjemnością i skutecznie odciągała moje myśli od wszelkich zmartwień. Opisywana historia też nie należy do tych bardziej angażujących, natomiast myślę, że wszyscy miłośnicy powieści obyczajowych poczują się wciągnięci.
Jeśli chodzi o wątek chorwacki, który jest tutaj obecny na każdej stronie, to został on przedstawiony bardzo ciekawie i dzięki tej książce dowiedziałam się naprawdę sporo o tym państwie i o tamtejszej kulturze. Początkowe wydarzenia, które dotyczyły głównie wojny bałkańskiej, niezwykle mnie wciągnęły i choć ten wątek został trochę odsunięty na bok, a na pierwszy plan wysunięto romantyczny aspekt tego wyjazdu, to i tak był on dla mnie bardzo ciekawy. Nie da się jednak ukryć, że Chorwacka przystań to powieść bardziej opierająca się na wątku miłosnym, romantycznym i na różnych wahaniach sercowych. Czy oznacza to, że książka ta była nudna i męcząca? Hm, momentami rzeczywiście można było się zmęczyć, natomiast patrząc na całość, stwierdzam, że jest to po prostu ciekawa i dobra książka, która z pewnością zachwyci czytelników obyczajówek i romansów właśnie.