W listopadzie ubiegłego roku jak grom z jasnego nieba spadła na mnie fascynacja muzyką i osobą Fryderyka Chopina. Jak to zwykle przy nowych zachwytach u mnie bywa, zaczęłam buszować po internecie, szukając jakichś książek na temat kompozytora. Oczywiście trafiłam na dziesiątki najróżniejszych biografii naszego Wielkiego Rodaka. Wśród wielu linków rzucił mi się w oczy tytuł tej książki, która to biografią, rzecz jasna, nie jest. Czy przyciągnęło mnie słowo "tajemnica"? Chyba tak. Każdy przecież chciałby znać jakieś tajemnice swojego nowego idola. Kliknęłam w odnośnik, przeczytałam i kontynuowałam surfowanie po internecie. W tamtym momencie potrzebowałam jednak poznać dokładniej życiorys Fryderyka. Przeczytanie książki beletrystycznej odłożyłam na później.
Minął miesiąc lub dwa, przez który to czas zdążyłam zapoznać się już z kilkoma biografiami Frycka. Książka p. Lucyny nie dawała mi spokoju. Bardzo lubię czytać powieści, w których występują bohaterowie naprawdę kiedyś istniejący, dodatkowo akurat miałam przesyt tak często czytanych przeze mnie biografii. Przeszukałam więc po raz kolejny popularny serwis aukcyjny i udało mi się odnaleźć tę powieść, którą natychmiast kupiłam.
Lucyna Olejniczak urodziła się 27 maja 1950 r. w Krakowie. Do roku 2006 (w którym to przeszła na emeryturę) pracowała w Katedrze Farmakologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z zawodu jest laborantką medyczną. Przez dwa lata przebywała w Stanach Zjednoczonych, gdzie zajmowała się opieką nad starszymi osobami. To właśnie po powrocie zza oceanu swoje wrażenia postanowiła spisać w powieści (opublikowanej jak na razie jedynie w internecie) pt. "Opiekunka, czyli Ameryka widziana z fotela". Pierwsza książka wydana w formie papierowej to "Wypadek na ulicy Starowiślnej". W niej pojawiają się po raz pierwszy Lucyna i Tadeusz, których dalsze perypetie możemy śledzić w "Dagerotypie" (kolejność czytania nie ma znaczenia, powieści łączy ze sobą jedynie para głównych postaci).
Akcja powieści toczy się częściowo we współczesnej Francji (przygody Lucyny i Tadeusza), częściowo natomiast w XIX-wiecznym Paryżu (losy Marie). Para głównych bohaterów wybiera się w podróż do Szampanii, gdzie mieszka francuskie małżeństwo zaprzyjaźnione z Lucyną (przez kilka lat była ona opiekunką ich dzieci). Tuż po przyjeździe dowiadują się, że Sophie i Claude natrafili na plik listów, napisanych przez należącą do ich rodziny początkującą malarkę Marie, żyjącą w XIX w. Dowiadują się z nich, że dziewczyna nawiązała znajomość, a następnie romans, z pewnym znanym kompozytorem (nie wymienionym jednak przez nią z imienia). Wszystko wskazuje na to, że był to Fryderyk Chopin. Czy ich podejrzenia spełnią się? Jakie były dalsze losy młodej Marie? I co ma z tym wszystkim wspólnego tytułowy dagerotyp?
Powieść Lucyny Olejniczak bez wątpienia zaliczę do książek, do których będę chciała wracać. Nie wiem, jak to do końca określić, ale jest w niej dla mnie coś wyjątkowego. Przede wszystkim bardzo spodobał mi się wykreowany przez nią Chopin. Był on po prostu "z krwi i kości", lubiący od czasu do czasu zabawić się, czasem trochę za dużo wypić, pożartować. Może to głupie ale podczas czytania miałam wrażenie, że siedzę nieopodal i obserwuję kątem oka, co robi w tym momencie Fryderyk. A opis dotyczący mojego ukochanego Nokturnu Es-dur nr 2 op. 9 czytałam wielokrotnie. I teraz, za każdym razem, gdy słyszę ten utwór, przypominają mi się te słowa, które pozwolę sobie zacytować (kocham ten fragment): Po chwili jednak spoważniał, spojrzał na Marie i zaczął grać Nokturn Es-dur, jeden ze swoich najbardziej romantycznych utworów. Dziewczyna przymknęła oczy w rozmarzeniu, poddając się sentymentalnemu nastrojowi. Część końcowa, koda z efektownym ozdobnikiem w wysokim rejestrze, zakonczona pasażem, zabrzmiała dziwnie znajomo. Szklany dźwięk kojarzył jej się z odgłosem rozsypanych na kamiennych schodach pereł i zaraz, oczami wyobraźni, zobaczyła tę scenę. Kaskada spadajacych kuleczek, podskakujących na kolejnych stopniach, początkowo gromadnie, na koniec już tylko pojedynczo, aż do stuknięcia ostatniej perełki o gładki kamień. (właśnie uzmysłowiłam sobie, że znam ten cytat na pamięć!)
Wątek współczesny wciągnął mnie trochę mniej ale to chyba dlatego, że tak zakochałam się w ukazanym przez p. Lucynę XIX-wiecznym Paryżu (a przede wszystkim w losach mojego idola), że za każdym razem, gdy akcja wracała do czasów teraźniejszych, gdzieś tam z tyłu głowy czaiło się pytanie: "No kiedy znów będzie mój Frycek??" Myślę, że gdybym sięgnęła po książkę drugi raz, byłabym już trochę mniej niecierpliwa. Na zakończenie moich wywodów chcę napisać, że nawet teraz na samo wspomnienie książki na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech (a to wiele, bo z powodu choroby córeczki miałam dziś dość stresujący dzień).
Lucyna Olejniczak, "Dagerotyp. Tajemnica Chopina", Wydawnictwo Aurum, Warszawa 2010