Moje pierwsze spotkanie z debiutem zagranicznej autorki Amandy Peters, było bardzo zaskakujące, chodź do książki podchodziłam bardzo ostrożnie, to muszę przyznać, że była to powieść rewelacyjna, która bardzo chwyciła mnie za serducho. Trochę o książce: Jest to rozdzierająca serce, oszałamiająca powieść o rozdzieleniu rodziny. Smutek i rozpacz ogarniają rodzinę Mikmaków, gdy najmłodsze dziecko, czteroletnia Ruthie, znika na polach jagodowych w stanie Maine. Książka jest opowiadana z dwóch punktów widzenia na przemian, co ułatwia czytelnikowi zachować wszystkie ważne wydarzenia. Pierwszy to najmłodszy syn, Joe z Nowej Szkocji, którego rodzina każdego lata podróżowała do Maine, aby zbierać borówki, lata mijają, a rodzina zawsze wraca, na pola aby zarabiać na życie i szukać Ruthie. Starszy brat myśli, że widzi nastoletnią Ruthie w Bostonie, wraz z kobietą. Woła ją, ale traci ją z oczu w ogromnym tłumie. Opowiada rodzinie co widział, lecz nikt nie chce mu wierzyć. Natomiast Joe nie radzi sobie w życiu, obwinia się cały czas za znikniecie najmłodszej siostry i znika na długie lata z rodzinnego miasteczka. Drugi punkt widzenia to młoda dziewczyna o imieniu Norma, która dorasta w Maine z nadopiekuńczą matką i ojcem, który jest sędzią, choć Norma jest przekonana, że pomiędzy nią a rodzicami jest coś czego nie chcą jej powiedzieć, to jej życie kręci się w okół snów, śni o czymś co wydaje jej się że coś pamięta, choc rodzice caly czas jej wmawiają, że to tylko głupie sny, które nie mają sensu. Lecz po ich stracie zostaje jej tylko ciotka June, która po piędziesięciu latach wyjawia Normie, coś co wywraca jej życie do góry nogami. Ta powieść wciąga czytelnika od samego początku, czytając czułam jak bym każdy fakt o dzieciństwie i dorastaniu tej dwójki odkrywała wraz z nimi. Autorka poruszyła tu ważne tematy, między innymi skutki traumy jakie występują po stracie, rasistowskich podejść takich instytucji jak opieka społeczna czy podmioty odpowiadające za bezpieczeństwo, a przedewszystkim jak inni mają specyficzny sposób traktowania rodzin tubylczych. Choć jest to fikcja literacka, to została oparta na wielu historiach, które autorka usłyszała od swojego ojca, który powtarzał te same historię za każdym razem i zabrał ją do Maine na pola borówek. Według mnie była to choć smutna to za razem piękna powieść, o której powinno być głośno. Polecam tą powieść z całego serducha!