Kingston Kane to facet, który pozornie ma wszystko. Przyzwyczajony do posłuszeństwa i podziwu właściciel nocnego klubu w Las Vegas poznaje Danielle – nową kelnerkę, której pojawienie się w jego lokalu ma drugie dno. Dani przyjeżdża do Miasta Grzechu, by przeprowadzić prywatne śledztwo w sprawie zaginięcia swojej kuzynki Violet. Wszystkie tropy prowadzą do klubu, a jego tajemniczy właściciel staje się głównym podejrzanym. Wzajemna fascynacja skutecznie zakłóca obraz tego, co dzieje się dookoła. Poszukiwania Violet przybierają nieoczekiwany obrót, a bohaterowie stają oko w oko ze śmiertelnym niebezpieczeństwem.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Skrzydlewskiej i muszę przyznać, że był to czas spędzony bardzo przyjemnie. Zacznijmy jednak od początku.
Okładka nie przemawia do mnie w ogóle. Jedynym odpowiadającym mi elementem są wstawki w odcieniu pudrowego różu. Niestety – półnagi mężczyzna i papieros nie oddają treści tak dobrze, jak faktycznie powinny. Z minusów technicznych muszę wspomnieć jeszcze o mikroskopijnej wielkości tekstu. Ten sam w sobie jest obszerny ze względu na treść i domyślam się, że mniejsza czcionka miała zatrzeć to wrażenie i nie pogrubić książki jeszcze mocniej, ale w ostateczności moje oczy po prostu się męczyły.
Względem bohaterów mam różne odczucia. Danielle bywała irytująca i miała tendencję do pakowania się w kłopoty, często popełniając te same, głupie błędy, ale jestem świadoma, że to musiało tak wyglądać, by akcja cały czas posuwała się do przodu. Podobała mi się jednak jej niezależność, odwaga i skłonność do największych poświęceń. Kingston Kane to niewątpliwie najmocniejszy filar tej historii. Jego przeszłość, sposób bycia, zachowanie – to wszystko ładnie ze sobą współgrało. Jego pseudonim King niewątpliwie pasuje do charakteru, klub o nazwie The Queen to najlepsza wizytówka, a ja bardzo lubię tego typu gry słów. Ta relacja rozwijała się stopniowo, choć rozpoczęła się dość nietypowo, bo od tej erotycznej strony. Tutaj jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Autorka nie wrzuciła bohaterów do łóżka (lub na inną powierzchnię) zbyt szybko, a kiedy już to zrobiła, nie próbowała wmówić czytelnikowi bzdur o wielkim uczuciu. Tutaj fascynacja i fizyczne przyciąganie zgrabnie przeplatały się z nieufnością i stopniowym poznawaniem siebie nawzajem. Pozostali bohaterowie również wypadli przyzwoicie, ale żaden z nich nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia.
Jeżeli chodzi o romantyczną stronę tej historii, to jestem na tak, chociaż dużo bardziej urzekł mnie etap niezobowiązującego romansu niż to, co działo się po tym, jak bohaterowie wyznali swoje uczucia. Autorka nie zrezygnowała z wątku kryminalnego, a ja bardzo lubię takie połączenia. Poruszanie trudnych tematów w książkach obyczajowych czy romansach to zawsze ryzyko. Końcowe rozdziały to dla mnie swego rodzaju pójście na skróty i zrezygnowanie z dużo bardziej rozwiniętych, może lepszych rozwiązań. Te wymagałyby jednak dodatkowej ilości stron i tutaj koło się zamyka. Jako romans z gorącymi scenami erotycznymi – jestem na tak; jeżeli chodzi o zagadkę i prywatne śledztwo – wypadło trochę gorzej, szczególnie jeżeli ktoś siedzi w gatunku. Ponieważ jednak ostatecznie wszystko miało ręce i nogi, to jestem zadowolona.
Czytało się – mimo grubości książki – bardzo szybko. Historia wciągnęła, ale największym atutem było pióro autorki. Lekkie, przyjemne, ale jednocześnie dopracowane pod względem stylistycznym. Osobiście uważam, że pod kątem języka jest to jedna z lepszych książek z gatunku romansu, nawet jeżeli czasami irytowała mnie wciąż powtarzana ksywka głównej bohaterki.
Choć nie jest to jedna z tych historii na jeden wieczór, to jednak bawiłam się dobrze i z pewnością sięgnę po inne historie pani Skrzydlewskiej.