Tak, tak, tak. Genialna, nietuzinkowa, oryginalna, zachwycająca. Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji, takiego poruszenia. Tak dobra, że musiałam swoją opinię wyjawić już we wstępie. O czym mowa? O „Drżeniu” Maggie Stiefvater, nowej powieści z gatunku paranormal romance, po którą koniecznie musi sięgnąć każdy fan tego nurtu, ale nie tylko.
Stiefvater zadebiutowała powieścią fantastyczną „Lament”, barwnie obrazującą świat celtyckiej baśni, z entuzjazmem przyjętą przez krytykę. „Drżenie”, pierwsza część zaplanowanej trylogii, zostało wydane w USA już w 2009 roku, w Polsce pojawiło się dopiero teraz. To smutne, jednak najważniejsze, że w końcu i polscy czytelnicy mogą zagłębić się w niezwykły świat wykreowany przez pisarkę.
Grace dorasta w domu na skraju lasu. W dzieciństwie ledwo uszła z życiem, gdy zamieszkujące okolicę wilki ściągnęły ją z huśtawki, zaciągnęły do lasu i zaatakowały. Dziewczynka pamięta jeszcze obraz watahy, raniącej, kąsającej i gryzącej jej ciało, krew mieszającą się ze śniegiem i potworny ból. Przeżyła, gdyż w jej obronie stanął jeden z wilków, o jasnożółtych oczach, które Grace bezwiednie zapamiętała. Odtąd każdej zimy dziewczyna wyczekuje powrotu swojego wilka, który na okres letni gdzieś przepada, obserwuje go z okna albo podchodzi bliżej. Mija sześć lat. Wilki stają się jej obsesją – razem z przyjaciółką, Olivią, często wybiera się do lasu, by fotografować te zwierzęta. Bezbłędnie odnajduje wśród nich przenikliwe żółte oczy, a jakaś nieznana siła pcha ją ku temu groźnemu zwierzęciu.
Spokój miasteczka burzy śmierć jednego z uczniów szkoły, Jacka. Nikt nie ma wątpliwości, że za napaścią stoją wilki. Lokalni strażnicy postanawiają wybić zwierzęta. Grace, przerażona wizją śmierci swojego ulubieńca, bez namysłu rzuca się w ciemny las, by powstrzymać strzelców. Wędrując pośród mrocznych gąszczy natrafia na niecodzienne zjawisko – w śniegu, u jej stóp, leży ranny, nagi chłopak, a jego żółte oczy przywodzą na myśl spojrzenie wilka. To spojrzenie, piżmowy zapach i aura lasu nie pozostawiają wątpliwości – chłopak, który przedstawia się jako Sam, bez wątpienia jest wilkołakiem. Dziewczyna bez namysłu zabiera go do szpitala, a później do siebie. To początek fascynującej historii ich płomiennego romansu, jednak brzemiennego w skutki.
Porównanie do „Zmierzchu” Stephenie Meyer narzuca się samo, zresztą zadbali o to sami wydawcy obwieszczając, że ”Jeśli podobał wam się Zmierzch, pokochacie też Drżenie”. Jest to jednak zestawienie nietrafione, gdyż powieść Stiefvater jest całkowicie inna i o niebo lepsza od swojej krewniaczki.
Narracja książki jest dwubiegunowa, bowiem autorka wprowadziła w swój utwór dwóch kompatybilnych, młodych narratorów: Grace i Sama. Poznajemy zatem świat i ich losy oczami obojga. Czasem opisują oni to samo wydarzenie, uzupełniając akcję o istotne ze swojego punktu widzenia wydarzenia, ale w głównej mierze relacjonują naprzemiennie kolejne sceny. Narracja pozwala na lepsze poznanie każdego z bohaterów, a także odsłania wiele faktów z ich przeszłości. Taki zabieg jest bardzo dobrym rozwiązaniem, który ubarwia książkę i umożliwia zbliżenie się do bohaterów.
Z jednej strony mamy Grace – roztropną, pragmatyczną siedemnastolatkę, mającą hopla na punkcie wilków. To nie jedna z tych cnotliwych, zakompleksionych nastolatek, kapryszących na swój wygląd i uważających, że nie zasługują na miłość. Nie, Grace jest silna i twarda, nauczona radzić sobie sama, ale kiedy trzeba potrafi też być sentymentalna i czuła. Nie da się ukryć, że to ona gra w tym związku pierwsze skrzypce. Dziewczynka praktycznie wychowuje się sama, gdyż jej rodzice poświęcają się pracy, zapominając o jej istnieniu. Matka-artystka i ojciec-pracoholik większość czasu spędzają poza domem, a Grace sama musi dbać o zapełnienie wolnego czasu, przygotowanie posiłków czy odrobienie lekcji. Wydaje się, że taki stan rzeczy ma swoje plusy – dzięki temu może ona przetrzymywać Sama w swoim domu, ba, nawet spać z nim w jednym łóżku, ale chroniczny brak rodziców boli dziewczynę, która potrzebuje troski i uwagi.
Świat z punktu widzenia Sama jest tym ciekawszy, że chłopak ulega przemianom. Gdy zbliża się zima, temperatura gwałtownie spada, zarażony w dzieciństwie chłopak zmienia się w wilka i dołącza do swojej watahy. Okres letni to dla niego czas wbicia się w ludzką skórę, możliwość poczucie się człowiekiem. Sam jest sympatycznym, inteligentnym chłopcem, który czyta poezję i gra na gitarze. Jest jednak kruchy jak szkło, wrażliwy na każdy podmuch wiatru, wciąż obawiający się o niekontrolowaną przemianę. Gdy staje się wilkiem, chłopak zatraca swoją tożsamość, zapomina o tym kim był. Ale nawet wtedy pamięta o Grace i czeka na nią, bowiem dziewczyna została ukąszona, a więc powinna przemienić się w wilka. Sam przeczuwa, że ma przed sobą ostatni rok metamorfoz, że po nim już na zawsze pozostanie w skórze zwierzęcia, a Grace jakimś nieznanym nawet jej sposobem posiadła antidotum na te przemiany…
Nie da się ukryć, że głównym motorem napędowym powieści jest wzajemna fascynacja młodych bohaterów. Ich miłość jest jednocześnie słodka i gorzka, zmysłowa i bolesna, nie znająca granic. Ponieważ czekali na siebie sześć lat, a każdy dzień może być tym ostatnim, spędzają prawie każdą chwilę razem, zakochując się w sobie. O ile w „Zmierzchu” denerwował mnie wilkołak Edward-strażnik cnoty Belli, o tyle tutaj wreszcie coś się dzieje, młodzi aż kipią pożądaniem, nie mogąc bez siebie wytrzymać.
Grace jednak mieszka z rodzicami i chodzi do liceum – nie można było pominąć tych wątków, dlatego dziewczyna czasem opuszcza swojego towarzysza i oddaje się takim obowiązkom jak pójście do szkoły czy odrobienie pracy domowej. W szkole obecny jest typowy podział na lepszych i gorszych uczniów, którego wyznacznikiem jest popularność. Dziewczyna ma też przyjaciółki – Rachel i Olivię, dzięki którym lepiej czuje się w murach szkoły. To ten czas, który Sam przeznacza na załatwianie swoich spraw, dzięki czemu dowiadujemy się więcej o świecie wilków i jego prawidłach.
Każdy z rozdziałów opatrzony jest też informacją o aktualnej temperaturze, co jest bardzo ważnym czynnikiem ze względu na transformacje Sama. Gdy skala niebezpiecznie się obniża, zaczynamy denerwować się razem z nim.
Książkę dosłownie się pochłania, jest napisana sprawnie i ciekawie. Dialogi są wiarygodne, dopasowane do charakteru bohaterów, a opisy w sam raz – ani nie rozwlekłe, ani nie minimalistyczne. Retrospekcje pozwalają odkryć wiele dramatów z życia bohaterów i ich oddziaływanie na teraźniejszość. Wszystko to razem sprawia, że jesteśmy blisko bohaterów, że mamy wrażenie jakby ta historia rozgrywała się gdzieś tu blisko, obok. Zatapiamy się w lekturze, kibicujemy tej międzygatunkowej miłości i nie raz ocieramy łzy wzruszenia. Pisarka perfekcyjnie dozuje nam emocje i wzruszenia, sprawiając, że jeszcze długo po lekturze nie można zapomnieć o jej uczestnikach. Bohaterowie są realistyczni, z krwi i kości, a my z przejęciem śledzimy ich losy. Może nie ma tu zbyt wiele akcji, jednak coś nie pozwala oderwać się od książki, przyciąga. Czyta się szybko i lekko, z wypiekami na twarzy.
Na uwagę zasługuje również okładka książki. Wilk w otoczeniu jasnego, śnieżnego krajobrazu, dziewczynka ukryta między drzewami i kontrastujące z tym tłem: krwistoczerwony parasol i czcionka tytułu książki. Barwa czerwieni może symbolizować tu miłość, cierpienie, krew, gorąco, a więc wszystkie te cechy, tak ważne dla fabuły całej powieści. Podobały mi się też wypukłe śnieżynki na okładce, dopełniające zimowy klimat.
Książka kończy się w idealnym momencie, zostawiając czytelnika ze łzami w oczach: ale czy będą to zły smutku, wzruszenia, szczęścia czy jeszcze czegoś innego – o tym może przekonać się każdy, kto sięgnie po lekturę. Dla fanów kontynuacji w tym momencie wyrasta nadzieja, że już wkrótce spotkają się ze swoimi ulubionymi bohaterami w dalszych częściach trylogii, a dla tych, którzy nie lubią otwartych cykli, jest to na pewno miła wiadomość – mogą spokojnie przeczytać książkę, gdyż odnosimy wrażenie, że stanowi ona kompletną całość.
Osobiście stronię od fantastyki, a już zwłaszcza od paranormal romance, jednak „Drżenie” ma coś w sobie. Tutaj ważniejsi od fantastycznych stworzeń są ludzie, ich odczucia i pragnienia. To błyskotliwa powieść romantyczna, z elementami nadnaturalnymi, które jednak nie przysłaniają głównej prawdy: że jeśli się kogoś kocha, nie można bez niego żyć. Polecam gorąco, a książka od tej chwili staje się jedną z moich ulubionych. I na koniec jeszcze jedna cenna informacja – powstaje już film na kanwie powieści.