Książkę tą chciałam przeczytać, odkąd tylko się ukazała w księgarniach jako nowość. A że jakoś czasu mi wtedy zabrakło, żeby od razu ją kupić, potem miałam wielkie problemy z jej dostaniem. Rozeszła się niczym świeże bułeczki. Niedawno jednak natknęłam się na nią w bibliotece i nawet się długo nie zastanawiałam – od razu zgarnęłam ją z półki, żeby nikt przede mną tego nie zrobił.
Autorem „Chłopca w pasiastej piżamie” jest irlandzki pisarz, historyk, który ma już parę książek w swoim dorobku. Co jednak intryguje w tej książce od pierwszej chwili jest opis fabuły na okładce, a właściwie… jej brak. Próbujemy być przekonywani, że lepiej nam się będzie czytać, nie wiedząc o czym jest ta książka. Zaintrygowało mnie to do tego stopnia, że tym bardziej postanowiłam ją przeczytać – no bo jak to, brak streszczenia, przecież to się nie zdarza. Trzeba przeczytać i się przekonać, czy rzeczywiście tak warta jest przeczytania.
Ja Wam jednak co nieco o niej opowiem. Głównym bohaterem jest dziewięcioletni Bruno, który wraz z rodzicami i starszą siostrą przenosi się z Berlina, gdzie mieszkał od urodzenia i gdzie miał wielu przyjaciół, na wieś. Przeprowadzka jest związana z pracą jego ojca, który zostaje komendantem obozu koncentracyjnego. Bruno na początku bardzo tęskni za Berlinem, dziadkami i przyjaciółmi, pewnego dnia jednak z nudów wybiera się na odkrywanie okolicy i przypadkowo poznaje innego chłopca w swoim wieku, który jest Żydem, więźniem obozu. Nie przeszkadza im to, że dzieli ich drut kolczasty – chłopcy się zaprzyjaźniają.
Nie o to tu chodzi jednak, żeby streszczać całą fabułę. Przecież nawet wydawca przekonuje nas tym opisem na okładce. Najlepiej będzie jak zaczniemy czytać nie znając tematu. I moim zdaniem ma rację. Książka może nic na tym nie straci, jeśli przeczytamy jej streszczenie, ale na pewno wiele zyskuje w naszych oczach, jeśli nie wiemy tak naprawdę o czym jest.
A jest opowieścią pisaną z perspektywy dziewięcioletniego chłopca, który nie do końca jeszcze rozumie otaczający go świat, nie zdaje sobie sprawy, ile zła wokoło go otacza. Czasami nawet mamy wrażenie, że czytamy książkę dla dzieci. Bruno próbuje zrozumieć świat na swój sposób, zadaje pytania, na które często nie dostaje odpowiedzi, których by się spodziewał. I właśnie to głównie mnie w tej książce poruszyło – że świat postrzegany oczami dziecka może być tak odmienny od tego, który widzimy oczami dorosłej już osoby. Że 9-letni Bruno często nie zdaje sobie sprawy z tego, co jest dobre, a co złe, ma swoje zdanie na temat pewnych rzeczy, które wpoili mu rodzice. Nie wie, co to takiego jest obóz koncentracyjny, nie ma pojęcia, czym zajmuje się jego ojciec i że to złe - według niego ojciec jest dla niego kimś godnym naśladowania, a jego praca przecież znaczy tyle dla państwa i jest taka ważna. I wreszcie – Bruno tak naprawdę nie wie, kim jest tytułowy chłopiec w pasiastej piżamie. Dla niego to jest po prostu nowy i jedyny przyjaciel, jakiego znalazł w nowym miejscu – bardzo ważna osoba, na tyle ważna, że z czasem Bruno nie może się doczekać, kiedy znowu go zobaczy i będzie mógł porozmawiać.
Ta książka mną wstrząsnęła. Dosłownie. Wstrząsnęła i urzekła do tego stopnia, że przestałam na chwilę myśleć o innych rzeczach, tylko myślałam o Brunonie. Urzekło mnie w niej spojrzenie – na wojnę, na obóz koncentracyjny, na sytuację Żydów i holocaust – oczami dziecka, które tak naprawdę nie wie, co to, i że to złe. Nie wie, kim są ludzie zza drutu kolczastego, dlaczego chodzą w dziwnych piżamach w paski, dlaczego wokół jest tylu żołnierzy – dla nas dorosłych są to okrutne wydarzenia, czego dziewięcioletni chłopiec nie potrafi dostrzec i zrozumieć, jego to jedynie ciekawi. Warto sięgnąć po tę książkę, chociażby po to, żeby poznać ten naiwny świat widziany oczami dziecka, poznać trochę inną perspektywę, w jakiej jest opisany. Że zło dla dziecka niekoniecznie musi być złem. Książka warta przeczytania, porusza do głębi i która na długo zostaje w pamięci.