Tym razem nie przytoczę okładkowego opisu jak to zwykle miewa miejsce, powód jest prosty – na okładce nie ma notki wydawniczej. Autorem powieści jest znany większości czytelników Neil Gaiman, „ojciec” takich książek jak: „Gwiezdny pył”, „Amerykańscy bogowie” czy niedawno recenzowanej przeze mnie „Koraliny”. Czy mój stosunek do autora po przeczytaniu „Chłopaków Anansiego”, napomnę jedynie że po guzikowej bajce z dreszczykiem miałem o nim bardzo wysokie mniemanie, co jednoznacznie podniosło poprzeczkę wymagań dla tegoż autora, zmienił się na lepsze, na gorsze, czy może pozostał na tym samym poziomie? O tym wkrótce.
Fabułę „Chłopaków…”, rzecz jasna w niczym jej nie ujmując, można nakreślić w kilku zdaniach. Opowiada ona bowiem o pewnym mężczyźnie o dość specyficznym przezwisku Gruby Charlie, który wiecie spokojny, aczkolwiek monotonny żywot u boku swojej narzeczonej. Nie pragnie od życia zbyt wiele, do szczęścia wystarcza mu nudna praca, możliwość śpiewania bez obecności jakiegokolwiek słuchacza i spora odległość dzieląca go od jego ojca. To właśnie ten staruszek (z którym nie utrzymuje kontaktu) będzie, że tak powiem powodem przewrotu w życiu Charliego. Kolejne dni jego egzystencji już nigdy nie będą takie same, a ścieżki którymi będą się toczyć wydają się być tak zawiłe, że nawet mitologiczna Nić Ariadny na nic by się zdała.
Czym zatem Gaiman chciał nas zaskoczyć, zauroczyć bądź rozśmieszyć? Wbrew pozorom ciężko znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to pytanie - książka bowiem kryje w sobie wiele interesujących wątków, które powinny trafić do szerokiej populacji czytelników. Ale do rzeczy: w „Chłopakach Anansiego” nie trudno znaleźć fantastykę w pełnym tego słowa znaczeniu, nie chciałbym zdradzać zbyt wielu szczegółów z fabuły, dlatego ograniczę się jedynie do tego stwierdzenia. Do tego dochodzą także liczne elementy humorystyczne, które miejscami mogą zalatywać pratchettowskim poczuciem humoru, jednak nie w pełni wykorzystanym. Znaczy to po prostu, że absurd przedstawiany przez Gaimana co by nie mówić jest dobry, miejscami nawet bardzo dobry, ale do sir Terry’ego jeszcze wiele mu brakuje. W książce możemy dostrzec także wątki filozoficzne i obyczajowe pojawiające się przede wszystkim w dialogach, czy sytuacjach zachęcających do przemyśleń. Gdyby się uprzeć można powiedzieć że występują również elementy kryminalne, lecz poruszane jedynie w powierzchowny sposób. Ogólnie rzecz biorąc – „do wyboru do koloru” . Rodzi się jednak pytanie, czy ten „misz-masz” jest w stanie poruszyć potencjalnego czytelnika? Tutaj musimy na chwilę przystanąć. Nawiązując do jednej z powieści Gaimana pt. „Koralina”, można śmiało powiedzieć że miała ona niesamowity klimat, a mimo dziecinnej otoczki potrafiła porwać czytelnika i odizolować go od świata zewnętrznego. W „Chłopakach…” nie czujemy potencjału autora, wręcz przeciwnie, mamy wrażenie że nie dał z siebie wszystkiego. Książka która mogła by się wydawać kolejną obowiązkową pozycją zostaje zepchnięta z piedestału i ze spuszczoną głową przyjmuje rangę „dobrej książki”, co w tym wypadku nie jest powodem do radości.
Wróćmy jednak do spraw przyziemnych. Język którym została napisana jest prosty, lecz niezwykle przyjemny, czujemy w powieści samego Gaimana, lecz, jak już wspomniałem, nie w pełni swojej „pisarskiej mocy”. Książkę czyta się szybko, nie tracąc czasu na powroty do poprzednich stron w celu wyjaśnienia pewnych okoliczności. Fabuła jest niczym pajęcza sieć, początkowo poruszamy się jedynie po jej brzegach, by po upływie kolejnych stron przedostać się po przędzy do samego środka – gdzie wszystko ma swój koniec. Co do samego wydania to nie mam żadnych zastrzeżeń – brak literówek w połączeniu z dobrym tłumaczeniem jedynie powiększają przyjemność z czytania.
Interesującym aspektem w „Chłopakach Anansiego” jest obraz rodziny i relacji wśród jej członków – nie mówię tutaj jedynie o głównym bohaterze i jego krewnych, gdyż przez całą lekturę przetoczy się kilka ciekawych przykładów więzów rodzinnych. Na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze o kreacji bohaterów. Autor przygotował dla nas całą gamę charakterów, począwszy od tych dobrych i pozytywnych, przez obojętnych, kończąc na złych i przez nas pogardzanych. Każda z poznawanych przez nas osób posiada indywidualne cechy, wyróżniające je na tle innych bohaterów.
Podsumowując, „Chłopaki Anansiego” to powieść wieloelementowa. Praktycznie każdy znajdzie w niej coś dla siebie, choć w ogólnym rozrachunku nie prezentuje się już tak okazale. Rażących minusów nie dostrzegłem, jednakże przedstawiona przez autora powieść nie potrafiła na dobre przyciągnąć mojej uwagi. Owszem, czyta się ją szybko i przyjemnie, ale nie czujemy dreszczów emocji, nie zgrzytami zębami, nie wybuchamy śmiechem – po prostu czytamy, chyba oczekując czegoś nadzwyczaj zaskakującego. Dodam jeszcze że powieść należy do grona przewidywalnych.
Na koniec odpowiem na zadane w pierwszym akapicie pytanie, co do Neila Gaimana nadal uważam iż jest to niesłychanie utalentowany facet i z przyjemnością sięgnę po kolejne tytuły jego autorstwa – „Chłopaki Anansiego” są po prostu „Gaimanem na 70%”.
[wcześniej opublikowano na:
http://maestermaks.wordpress.com/]