Wojna dzietno-bezdzietna
Chyba każdy z nas to przerobił. Pytania o to, kiedy uszczęśliwimy świat dzieckiem. Wnukiem. Siostrzeńcem. Albo bratanicą.
Kiedy przejdziemy na tą ,,właściwą dorosłą stronę mocy'' i zasilimy grono ludzi od-po-wie-dzial-nych. Czyli takich, którzy mają dzieci. A jeśli nie chcemy? To się nam zmieni. To jesteśmy egoistycznymi gówniarami. Albo: w czasie wojny kobiety miały gorzej i rodziły, a Ty nie możesz? Ewentualnie: będziesz żałować. Czy: kto Ci poda szklankę wody na starość?
Chyba każda z nas choć raz w życiu usłyszała, że jeśli nie będzie chciała mieć dziecka, to facet ją zostawi dla takiej, która dzieci będzie chciała rodzić. Albo, że kobieta bez dziecka to nie jest ,,prawdziwa kobieta''.
Albo, że to już ,,najwyższy czas, bo zegar tyka''.
I jak urodzi to na pewno poczuje instynkt macierzyński. Na pewno. Serio. Uwierzcie nam.
Jedyne bąbelki w domu to te w szampanie
Edyta Broda, autorka bloga bezdzietnik.pl temat nieposiadania dzieci traktuje z prawdziwą wrażliwością i delikatnością. Nie bierze udziału w wojnie dzietno-bezdzietnych, ale konsekwentnie i spokojnie pokazuje swój punkt widzenia.
Pokazuje, przede wszystkim, że nie jest to pogląd jednostkowy. Że ludzi, którzy decydują się na nieposiadanie dzieci jest więcej, niż nam się wydaje.
I że wcale nie są zgorzkniali i nieszczęśliwi.
Pokazuje, że można dzieci lubić i cenić, a jednocześnie można nie chcieć być matką. Albo ojcem.
Wskazuje na to, jak ważna jest właściwa komunikacja w związku – że pewne rzeczy trzeba przegadać już na samym wstępie. Bo gdy jedno chce, a drugie nie chce, to dochodzi do dramatów. I złamane serce jest wtedy najmniejszym z nich.
Edyta Broda mówi też o tym, że bezdzietność często jest efektem długiej, intymnej i szczegółowej rozmowy z samą sobą – że to nie jest decyzja, którą podejmuje się pod wpływem chwili. Albo przypadkiem. Że wbrew temu, co często myślą nasze rodziny, to nie jest efekt niedojrzałości, uchylania się przed obowiązkami albo robienie ,,im na złość'', a wręcz przeciwnie. Że trzeba być faktycznie dojrzałą, świadomą swoich potrzeb i ograniczeń osobą, żeby świadomie powiedzieć, że dzieci w swoim życiu się nie chce. Że nie chce się zostać rodzicem.
Niewybrane w wybranym
Ważny w tej książce jest też język i jego świadomość. Autorka i osoby z którymi rozmawia zdają sobie sprawę z tego, jak krzywdzące, raniące, opresyjne albo obraźliwe mogą być niektóre sformułowania.
Począwszy od uświadomienia czytelnikowi tego, że istnieje diametralna różnica między pytaniem o to kiedy i czy, a skończywszy na podkreśleniu braku określeń nieposiadających domyślnie poczucia pustki i braku (BEZdzietny, NIEmatka, NIEojciec). Takich jak angielskie childfree.
Edyta Broda pisze też o ,,oczywistej oczywistości'' (która często ma to do siebie, że trzeba ją wskazać palcem, żeby została zauważona) a mianowicie o tym, że język, którym się każdego dnia posługujemy jest bardzo pronatalistyczny. Ciążę określa się mianem stanu błogosławionego. Dziecko nosi się pod sercem. Samo dziecko jest szkrabem, bąbelkiem, krasnoludkiem, dziubaskiem, bobaskiem. A już poród to nie ból, pot, łzy, krew i mordęga, a ,,cud narodzin''. O tych ciemnych stronach macierzyństwa i ciąży się nie mówi.
Ale mówią o nich rozmówcy autorki i ona sama. Nie straszą, nie malują ciemnego, potwornego obrazu uwięzienia w pieluszkach i kaszkach – po prostu mówią o tym, co jest oczywiste. Że życie z dzieckiem nie jest takie samo, jak życie bez dziecka.
I że życie bez dziecka nie jest takie, jak życie z dzieckiem.
I że oba te życia – jeśli pasują wszystkim zainteresowanym – są okej. Są normalne, naturalne i szczęśliwe.
I że nikt nikogo nie powinien na siłę sprowadzać do parteru. Że nikt nikogo nie powinien wtłaczać w utarte kulturowo schematy tylko dlatego, że mu się ,,wydaje'', że tak ,,powinno być'', bo ,,tak było zawsze''.
Bo ostatecznie lepiej jest żałować, że się nie miało dziecka niż mieć dziecko niechciane.
Bo niechciane dzieci wiedzą o tym, że takie są.
I są potem nieszczęśliwe. Tak samo jak ich rodzice.
Książkę Edyty Brody polecam z całego serca, bo jest naprawdę ważnym głosem w debacie o dzietności i bezdzietności, i o tym, że wszyscy - zarówno kobiety, jak i mężczyźni - powinni mieć prawo do swobodnego decydowania o swoich życiach i ciałach.
I przy tym głos ten nie antagonizuje, ale podchodzi do tematu naprawdę wrażliwie. To jest wielkim i niepodważalnym plusem tej książki.