Na fali popularności książek około medycznych przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat tę oto książkę za co bardzo dziękuję.
O czym jest ta pozycja otóż zarówno autorem jak i bohaterem jest Tomasz Mitra, który jak możemy odnaleźć na okładce przez dziesięć lat pracował jako ratownik medyczny w zespołach wyjazdowych. Ma również ukończone kursy uprawniające do przeprowadzania zaawansowanych zabiegów resuscytacyjnych oraz podejrzewam ogromną wiedzę i umiejętności nabyte z wieloletnią pracą w karetce pogotowia.
"Co dzieje się w duszy ratownika jadącego na kolejne wezwanie? Czy potrafi jeszcze współczuć swoim pacjentom? Jak radzi sobie ze stresem? Jak odreagowuje wyczerpujące dyżury? Czy zostaje miejsce na życie prywatne, przyjaźnie i związki? Czy w pracy, w której widziało się prawie wszystko, coś jeszcze może zaskoczyć? "- wiele z tych pytań zadanych w książce wciąż jak dla mnie pozostaje jednak bez odpowiedzi.
Obraz pracownika pogotowia ratunkowego jaki przedstawia w tej książce mocno szokuje i nie ukrywajmy prawdy niestety zniesmacza. Bo bohaterem jest mężczyzna stosunkowo młody, nie posiadający własnej rodziny i poza praca nie mający żadnych dodatkowych zajęć ani zainteresowań.
bohater bardzo dosadnie, momentami wręcz wulgarnie opowiada o dyżurach, o wyjazdach do pacjentów, którzy czasami potrzebują tylko kolejnej porcji opiatu, aby przeżyć w oszołomieniu kolejny dzień. I takie wezwania są wkurzające. Mamy też obraz wezwania do wypadku, akcja na gorąco, gdzie zespół tak naprawdę nie wie czego się może spodziewać na miejscu. Po przyjeździe owszem są poszkodowani, ale także mnóstwo gapiów i szukających taniej sensacji nagrywających wszystko i wszystkich. W tym wszystkim załoga ogarniająca , decydująca ratująca i niestety zmuszona do często brutalnego także w słownictwie sprowadzania gapiów na ziemię.
Co mnie osobiście bardzo zaskoczyło w tej książce? Chyba to jaki obraz powstał ratownika, bo z całym szacunkiem do autora jest mocno , nawet bardzo mocno przesadzony. Tak się składa, że w ciągu ostatniego roku miałam niestety wiele razy styczność z obsadami karetek pogotowia, wzywanymi do moich schorowanych i niestety już zmarłych rodziców. Nie były to banalne przypadki, bo dotyczyły udaru mózgu, ale nigdy nie spotkałam się z oschłością, wulgarnością czy traktowaniem jako kolejny przypadek i aby do fajrantu. Być może nie wiem jakie rozmowy toczyły się za zamkniętymi drzwiami karetki, ale tak czy tak protestuje przeciwko takiemu obrazowi ratowników!
Praca w tym zawodzie jest bardzo trudna, nikt o zdrowych zmysłach nie powinien twierdzić inaczej. Wszechobecny stres, praca pod presją czasu, rozpaczy rodzin, płaczu dzieci wymaga ogromnego zaangażowania emocjonalnego i odporności psychicznej, ale znam wiele osób pracujących czy w wyjeżdzających zespołach czy jako dyspozytorzy i nikt nie odreagowuje stresu poprzez wycieczki seksualne i upijanie się do upadłego tylko po to aby usunąć z głowy koszmary. Być może obraz ten po to został tak skonstruowany aby zszokować i rozkręcić dyskusję, ale czy było to potrzebne, zwłaszcza w obecnym czasie?
Na plus tej książki trzeba zaliczyć pokazanie kilka ciekawych przypadków medycznych, oryginalnych pacjentów czy współpracowników. I chyba dobrze się stało, że autor po kilku latach takiej pracy zrezygnował. Dlaczego odpowiedzcie sobie sami po przeczytaniu.