''Okazało się prawdą, że prawda czasem nie wystarcza''
Czytając tę książkę, miałam nieodparte wrażenie, że jest ona bardzo filmowa, że jest to gotowy scenariusz dla całkiem niezłego filmowego thrillera. Jak się okazało, taki film rzeczywiście powstał. W 2014 roku, w kooperacji aż czterech państw, Danii, Szwecji, USA i Wielkiej Brytanii, nakręcony został film na podstawie książki Marcusa Sakey'a, noszący zresztą taki sam tytuł jak i książka.
Filmu jeszcze nie oglądałam, chociaż pewnie z chęcią go zobaczę, ponieważ zawsze mnie ciekawi, w jakim stopniu obraz jest wierny treści pisanej a po drugie, zawsze wtedy konfrontuję swoją wyobraźnię z wyobraźnią twórców filmu. Ale póki co wracajmy do książki. Jest ona na pewno pełna akcji, dlatego czyta się bardzo szybko, nie nudzi i pewnie właśnie to sprawia, że jest taka medialna.
Oto mamy małżeństwo, Tom i Anna Reed, oboje po trzydziestce, zdrowi, pracujący i właściwie prawie szczęśliwi. Jednak tylko prawie, do pełnego bowiem szczęścia brak im dziecka . Właściwie to są już zmęczeni ciągłym próbowaniem i prawie całkiem spłukani, a nawet zadłużeni, bo badania i różne inne takie, sporo kosztują, jak się okazuje nie tylko w Polsce. Kiedy więc spada im z przysłowiowego nieba czterysta tysięcy baksów, długo nie zastanawiają się, skąd one pochodzą. Tym bardziej że uszczknowszy ciut z fortuny na wystawne kolacyjki i oszałamiające zakupy, stwierdzają, że takie życie bardzo im się podoba.
A co najważniejsze, można będzie spłacić wszystkie długi i dalej próbować, by w końcu doczekać się tego czego, tak pragną, dziecka. No właśnie, tylko czy to wciąż jest pragnienie i marzenie, czy już zwykłe chciejstwo i chciwość ? Kiedyś jednego ze znanych ''górołazów'' zapytano, dlaczego wspina się na coraz wyższe góry, skoro to takie niebezpieczne, ów pan odpowiedział '' bo są ''. Czy nie jest tak właśnie u Anny i Toma ?. Mieli już dać sobie spokój z próbowaniem. Nie mieli już i siły i kasy . Teraz czyż nie zaczną próbować znowu ''bo są'' pieniądze ?
Książka jest niewątpliwie dobra, prawdziwie i ciekawie skonstruowane postacie, jednak ujmę jedną gwiazdkę w ocenie tej pozycji za stereotypowe spojrzenie na Polaków. A co ''bo mogę'' 😉. Jakiś czas temu stworzyłam sobie specjalny folder, gdzie zbieram fragmenty mówiące o Polakach. Jak nas widzą ludzie innych narodów, w tym wypadku pisarze . Przyznaję, iż nie jest to przyjemny obraz, czy zasłużony, każdy chyba sam musi sobie na to pytanie odpowiedzieć.
W każdym razie pan Sakey również trafił do mojego zbioru. Za opisy ''polaczka'', Jacka Witkowskiego, który ma słownik zaczerpnięty rodem z nowomowy gimbusów, a to, co potrafi najlepiej to bić i zabijać. Za kolejnego Polaka detektywa Karpińskiego, wiecznie obżerającego się flejtucha, który siedzi biurko w biurko z czyściutkim, wymuskanym Holendrem. Jednak pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu stereotypów znalezionych w tej książce, zajęło zdanie ''Tom zmusił się, by spojrzeć w górę, omijając wzrokiem pistolet. Gość wyglądał na Polaka: miał grubo ciosane rysy twarzy i ciemne włosy'' (str.166).
Czy naprawdę tacy właśnie jesteśmy ? My Polacy ?, czy tylko taką ''twarz'' pokazujemy innym ? To daje do myślenia prawda ? Jednak książkę polecam, gdyż, gwoli sprawiedliwości, nie można jej odmówić pewnych wartości prozatorskich, to dobra i zajmująca rozrywka na jeszcze wciąż długie zimowe wieczory. Ja tą właśnie pozycją zakończyłam rok 2018.