Ostatnie miesiące niepodległej II Rzeczypospolitej. Tętniąca życiem Łódź, pełna kawiarni, modnych dam, ruder Bałut i biedoty. To tu plątają się losy trójki bohaterów: pięknej i inteligentnej Soni, dziedziczki fabrykanckiej fortuny, uzdolnionego młodego pisarza Wiktora, którego powieści w odcinkach czyta całe miasto oraz odważnego komisarza, funkcjonariusza policji, Michała. Niemka, Żyd i Polak – połączeni więzami przyjaźni tak niezwykłej, jak niezwykle jest miasto, w którym dzieje się akcja najnowszej powieści Andrzeja Barta.
Tymczasem w zakamarkach chorej wyobraźni, w ciemnych zaułkach jednej z dzielnic czyha zło. Na schodach komisariatu ktoś podrzuca paczkę z krwawą zawartością. Michał, któremu zostaje przydzielone prowadzenia śledztwa w tej sprawie, stanie przed nie lada wyzwaniem. Kiedy bowiem morderca uderza ponownie, a wieść o odcinanych kończynach dolnych roznosi się lotem błyskawicy, wnioski nasuwają się same – po mieście grasuje wyjątkowy morderca. Trójka przyjaciół podejmuje wyzwanie szaleńca i robi wszystko, by wspólnie go odszukać i postawić przed sądem.
To dość uproszony zarys historii, jaką zaserwował na ponad pięciuset stronach Andrzej Bart. Historii niezwykle bogatej, wypełnionej krwistymi i pełnowymiarowymi postaciami, mrocznej i porywającej Czytelnika w szalony taniec. Historia mordercy jest tu jednym z wątków – bohaterowie czują już na karkach oddech zbliżającej się wojny, a po mieście grasują nazistowscy tajniacy – to nie jest dobry czas, by ścigać zbrodniarza.
A sama Łódź? W powieści Andrzeja Barta nie jest już miastem fabryk i zapracowanych włókniarek –raczej pełna kawiarni, sklepów i miejsc, gdzie spotykają się młodzi, chętni życia ludzie. To miasto artystów, pisarzy, hoteli i pałaców, w których mieszkają bogacze – Łódź zupełnie nie przypomina reymontowskiego, zakopconego lasu fabrycznych kominów. I doskonale pasuje jako tło akcji: jest dostatecznie tajemnicza, ale jednocześnie piękna, biedna i oślepiająca kosztownościami, pełna nienawiści, a z drugiej strony stojąca na straży tych, którzy nie mogą bronić się przed nią sami. Aby mocniej osadzić opowiadaną historię w ówczesnych czasach Autor wprowadził wiele odnośników nie tylko do wydarzeń historycznych, ale i do postaci, które znane są każdemu łodzianinowi – gdzieś w tle „przewija się” pewien znany kontrowersyjny malarz, który leje (jak mówią) swoją żonę-rzeźbiarkę, oglądamy grób czarnoskórego artysty, a bohater rozmawia z Oskarem Konem o zawiłościach Tory.
Fabularnie Bart poprowadził bohaterów nieco inną niż przyjęte w kryminałach ścieżką – zwłaszcza, jeśli spojrzy się na ich losy, które Autor przedstawił po wybuchu wojny. Książka stała się wtedy bardziej powieścią historyczną, niż thrillerem. Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, lecz czy się sprawdziło, tego nie potrafię do końca ocenić. Brakowało mi również mocnego finalnego akcentu, jakiejś dostatecznie wyrazistej pointy wyjaśniającej motywy mordercy. Z pewnością „Śmierć głośną, śmierć cichą” czytało się wyśmienicie (bo i warsztat Autora doskonale nienaganny), ale z przykrością muszę skonstatować, że książka nie wywołała u mnie „efektu wow”. Co nie oznacza, że nie będę jej polecać – warto!
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl