Żeby mógł być Bóg, potrzebne są dwie osoby: Jedna, która za boga się uważa i druga, która do tej pierwszej będzie mówić "mój Boże".
Chyba, że "tym drugim" będzie Cavanna, który pokaże boskiej istocie środkowy palec. I tym sposobem Stary i Nowy Testament zostały stworzone od nowa, z całkowitym brakiem szacunku dla boga chrześcijan. Cavanna zręcznie operując drwiną i sarkazmem, warstwa po warstwie obiera Przedwiecznego z jego majestatu, wytykając wszystkie boskie niedociągnięcia i niekonsekwencje. Co istotne, drwi i szydzi z polotem. Z żywym, choć bywa, że bardzo przaśnym humorem. Bardzo przaśnym, podkreślam. Aspirujący do miana Jedynego, pozbawiony nimbu boskiej chwały Stwórca, nie jest już wszechpotężnym, lecz zaledwie lokalnym boziem - małym, mściwym i zazdrosnym, niewykluczone, że z kompleksem niższości. Bo można być prawdziwym i jedynie słusznym bogiem Izraela gdy się nie ma konkurencji, ale co zrobić, gdy na występy przybędą Rzymianie a wraz z nimi panteon ich własnych bogów, a każdy bardziej rozrywkowy, z długaśną listą przygód i skandali? Orszak klakierów w osobach Serafinów dobrze robi na boskie ego, lecz marna to pociecha, gdy aniołowie nad śpiewy w chórze przekładają uciechy Sodomy lub uciekają pod skrzydła Lucyfera. Nie dziwi więc rewolucyjna decyzja o upgradzie PR. Z kilkusetletnim opóźnieniem, ale jednak. Co prawda przebić takiego Jowisza nie ma szans, ale przynajmniej nie będzie się wyglądać jak ubogi krewny. I choć zabrzmi to kuriozalnie, ta obrazoburcza i prześmiewcza książeczka - podobnie jak Biblia - nie jest lekturą dla każdego. Czytelnicy z dystansem do wiary dostają do ręki błyskotliwą, wyjątkowo zjadliwą biografię Boga a w bonusie również jego Syna, co w sumie i tak na jedno wychodzi. Osoby wierzące będą urażone. Mnie osobiście Cavanna dostarczył autentycznej uciechy. Czytałam ze szczerym niedowierzaniem, na przemian to płacząc ze śmiechu, to łapiąc się za głowę. Jest śmiesznie, jest dowcipnie.
Cavanna błaznuje,ciska w boskie zadęcie garściami szpilek. Jest bezczelny, trywialny, wręcz prostacki. A jednak, mimo całej brawury słowa, gdzieś między wierszami, pada pytanie o istotę i sens wiary. Dlaczego wierzymy i czy warto wierzyć w ogóle. Owszem, "Pismo nieświęte" dostarcza szczerej, niekwestionowanej rozrywki, ale później przychodzi czas na refleksję i kilka własnych wniosków. Zdecydowanie to jedna z ciekawszych pozycji w moim księgozbiorze.