Była sobie kiedyś Besarabia - historyczna kraina we Wschodniej Europie między Dniestrem a Prutem, będąca obecnie częścią Mołdawii i Ukrainy. Było sobie niewielkie miasteczko Kotłowina nad Dunajem. Miasteczko na środku niczego - rzeka, tereny podmokłe i skupisko chat. Byli ludzie tworzący tę krainę; ludzie, którzy stracili wszystko.
Głównym bohaterem i narratorem książki jest Fiodor Pietrowicz Pokora – fryzjer i golibroda, mieszkający w tym niewielkim miasteczku z żoną i dwoma córkami. Opowiada o przemianach Besarabii, ucieczce wielu jej mieszkańców przeczuwających nadchodzące zło, wkroczeniu Armii Czerwonej do miasteczka Kotłowina.
Dzięki swojej profesji, Fiodor może obserwować nie tylko zmiany zachodzące w miasteczku, ale przede wszystkim zmiany zachodzące w samych jego mieszkańcach - zmiany nastrojów i relacji wśród wszystkich warstw społecznych. Zwykli mieszkańcy, rybacy, żołnierze, wysoką rangą przedstawiciele nowych rządów. Jednym z jego klientów jest Paweł Pietrowicz Tołobucha - lejtnant, człowiek oddany władzy i wykorzystujący swoją wysoką pozycję.
Mimo początkowych nadziei, że "jakoś to będzie", dość szybko okazuje się, że dobrze nie będzie. Nie będzie nawet przyzwoicie. Tołobucha, nie zważając na mieszkańców tej krainy, a licząc się tylko z wynikami przedstawianym zwierzchnikom, wprowadza kolejne zmiany, nie patrząc na dobro mieszkańców. Jedna z wprowadzonych przez niego zmian polega na zabieraniu mieszkańcom środków niezbędnych do życia. Tym samym skazuje Fiodora i resztę życie w nędzy... Mała ojczyzna mieszkańców okolicznych terenów, która została im odebrana, teraz jest niszczona i plądrowana.
Gdy w końcu nadchodzą tragiczne czasy, ludzie zaczynają wyprzedawać wszystko, co mają. Żebrzą o jedzenie, kradną, oszukują. Z braku innych możliwości jedzą trawę i korę. Nad niegdyś spokojną krainą zawisa aura śmierci - umierają dzieci, chorzy, słabi, starsi. Zima okazuje się jeszcze cięższa do przetrwania niż zwykle. Ratunkiem dla wygłodniałych i wycieńczonych mieszkańców jest transport chleba przysłany przez władzę, na który czekają długo, a gdy w końcu nadchodzi, rozpoczyna się walka między ludźmi o choć kawałek jedzenia. Człowieczeństwo schodzi na dalszy, dużo dalszy plan.
Besarabia, ich mała ojczyzna, wyjątkowa kraina, w niedługim czasie przemienia się w krainę głodu i ubóstwa, w której ludzie zrobią wszystko, by zdobyć kawałek chleba. A każda forma sprzeciwu, nawet najmniejsza, jest surowo karana. Nadchodzi gehenna, w której nadzieja na lepsze jutro jest jedynie wspomnieniem, a kolejny dzień – walką o przetrwanie.
Autor stworzył książkę wybitną. Przelał na karty tej niewielkiej książki koszmar i traumy, które na zawsze zostały w pamięci mieszkańców tamtych ziem, ale z czasem zawieruszyły się gdzieś w historii naszego świata. Opisał to, czego doświadczył on i mieszkańcy tego niewielkiego miasteczka – śmierć głodową kobiet, mężczyzn i dzieci. Stworzył przerażający obraz początku końca małej ojczyzny, powolnej agonii ludzi i kultury. Jego relacja dobitnie ukazuje, jak sowiecki okupant zniszczył to miejsce i jego mieszkańców, zagłodził i odebrał im wszystko, co mieli. Również godność i człowieczeństwo.
A Besarabia? Besarabia była krainą wyjątkową, którą zamieszkiwały różne narodowości, rozmowy toczyły się w różnych językach, ale wszystkich łączyła wspólna tradycja. Sąsiadami żyjącymi w zgodzie byli Bułgarzy, Rumunii, Mołdawianie, Ukraińcy, Rosjanie, Cyganie i Żydzi. Po wejściu Armii Czerwonej wszystko to przestało istnieć.
"Świadek" to również poruszające i wręcz elektryzujące studium tego, co dzieje się z człowiekiem przerażonym i wyniszczonym, któremu odbiera się wszystko, co posiada. To, jak wpływają na niego zmiany, którym jest poddawany oraz to, co robią z ludzką psychiką traumy, które zostają w nim na zawsze.
Język książki jest bardzo mocną stroną tej pozycji. Może nawet gra on główną rolę w obiorze tej historii. Dzięki niemu Czytelnik przenosi się w czasie i miejscu, staje się jednym z bohaterów. W oryginale książka była pisana nieistniejącym już dzisiaj dialektem rosyjskiego, a w książce pojawiają się zwroty ze wszystkich języków, którymi posługiwali się mieszkańcy Besarabii: ukraińskiego, mołdawskiego, rumuńskiego, żydowskiego i właśnie rosyjskiego. Aleksander Horodecki, tłumacz tej książki, dokonał rzeczy niesamowitej - przełożył tę treść w taki sposób, żeby po polsku brzmiała ona jak archaiczny dialekt. Wyszło doskonale, za co należą się panu Horodeckiem ogromne gratulacje i podziękowania za ogrom pracy, jaki w to włożył.
Mówiąc o tej książce, nie można zapominać o jej wspaniałej oprawie. Okładka przywołująca na myśl stary brulion, znaleziony gdzieś na strychu, karki w linie, czcionka imitujące odręczne pismo, numery stron "wystukane" na maszynie do pisania. Te wszystkie szczegóły tworzą niepowtarzalny klimat i sprawiają, że Czytelnik jeszcze mocniej przeżywa historię opisaną na jej kartach.
Ilja Mitrofanow napisał książkę poruszającą i wyjątkową pod każdym względem. Książkę ważną, a nawet bardzo ważną. Książkę niepozorną z zewnątrz, ale kryjącą wewnątrz zapis niszczycielskiej siły zła w najczystszej postaci. Książkę opowiadającą o tragedii zwykłych ludzi i o czasach trudnych, o świecie, ludzkich ambicjach i słabościach, czynach, które przerażają. Książkę, obok której nie sposób przejść obojętnie. Książkę, od której nie sposób się oderwać.
To jedna z tych książek, które każdy powinien przeczytać. Przeczytać i nigdy nie zapomnieć. A że ta historia zostaje w pamięci na długo i że zmusza czytelnika do refleksji nad życiem i przeszłością.
Serdecznie polecam.