„Ksiądz Filip” – otwiera ten mały zbiorek i od razu mocno daje po łbie.
Filip Jaruga robi sobie krzywdę, zostając księdzem mimo braku powołania, aby zapewnić sobie i rodzicom godziwy byt. Obawia się celibatu, ale zostaje mu wytłumaczone, że natury oszukiwać nikt go zmuszać nie będzie, „nakazane jest tylko, żeby nie było zgorszenia”.
Księżyk używa zatem życia, jest akceptowany przez parafian, nawet gdy wyraźnie stacza się w pijaństwo i hazard. Zgorszenie też uda mu się wywołać - pokochał kobietę. Tragedia rozegrała się jednak dużo wcześniej, kiedy jeszcze próbował być księdzem i wydał w sprawie życiowej kilku parafian werdykt, z którego słuszności był dumny.
„Jest na świecie jeden zawód, jedno jedyne powołanie – być dobrym dla drugiego człowieka.”
Tak, w tym także dla siebie samego. Jeśli obiera się jakąkolwiek drogę wbrew sobie, ulegając oczekiwaniom innych, żadne podjęte na tej drodze działanie nie przyniesie dobrych skutków.
„Panna Winczewska” – dojrzała kobieta o mentalności dziecka. Posadę bibliotekarki otrzymała, jako zasłużona w jednym z Powstań Śląskich, mimo braku jakichkolwiek kompetencji, a i te zasługi jakieś mgliste. Osóbka uważa się jednak za wybitnie kompetentną, udowodnione błędy bagatelizuje, krytykę uznaje za prześladowania, a o domniemanych osiągnięciach paple tak efekciarsko, jak gdyby sama w nie wierzyła. Skuteczny zestaw do wykończenia każdego przeciwnika, aktualnie jest nim wizytatorka Natalia Sztumska. Jedyna pozytywna cecha Winczewskiej to szczera miłość do suni Lindy.
Też aktualne. Do końca świata różni zasłużeni (czasem jedynie znajomością z kimś, kto aktualnie o czymś ważnym decyduje) będą się mościć na stanowiskach, których nigdy nie powinni zajmować, pozostając w przekonaniu, że przecież im się należą. Naprawianie tego, co napsują, poleci się tym kompetentnym, od czegoś w końcu są.
„Trzecia jesień” – liryczne, prawdziwie jesienne opowiadanie. Rozwija się powoli, ale po przedstawieniu postaci i zorientowaniu się w czasie akcji (tym razem lata 50-te XX wieku), już pragnie się poznać tajemnicę głównego bohatera. Można się jedynie domyślać jego wojennego życiorysu, szczególnie, że opowiadanie ukazało się drukiem w czasie obowiązywania cenzury. Tymczasem Klemens Łohojski jest najsympatyczniejszym z bohaterów w całym zbiorze. Nie sposób mu nie kibicować. Robią to zresztą wszyscy, nawet milicjanci. Ale gdy Łohojskiemu wreszcie się powiedzie, pozytywne uczucia, którymi dotychczas darzyli go sąsiedzi, u większości z nich szybko zanikają…
„Łohojski zagrożony, odtrącony, jak gdyby pokrzywdzony, czy nieudany budził w tych prostych sercach szorstkie, ale niekłamane współczucie; nowy, nieoczekiwanie odznaczony Łohojski czegoś niepokoił i drażnił.”
Kolejna stara, a w dobrej kondycji pozostająca prawda, że życzliwości bliźniemu nie skąpimy bardziej dla zaspokojenia miłości własnej, niż dla dobra bliźniego i pod warunkiem, że dzięki temu nie będzie miał lepiej od nas, bo cudze powodzenie zbyt mocno kole w ślepia.