„Kocham cię, Lilith” wymyka się regułom, standardom i klasyfikacjom, dlatego zamiast wstępu, cytatu czy motta – obraz, a właściwie ułomna próba jego wizualizacji:
- bo Radek Rak napisał w swojej opowieści dwa obrazy. Jego bohaterowie co prawda pisali ikony – jako Jej wyznawcy, ale on, autor pełen wizji, napisał dla swojej bohaterki tapetę do laptopa i pełen sugestii obraz. Przy pierwszym podpowiedział naszej wyobraźni, bo posłużył się istniejącymi klasykami (instrukcja: Wenus Tycjana domaluj wdzięczne różki na głowie i zamień pieska na kotka od Olimpii Maneta), natomiast przy drugim popuścił wodze fantazji (dwanaście bram Jeruzalem układających się w ciało Lilith, lub na odwrót – nie podejmuję się unaocznienia).
Oryginalne pomysły oraz nieposkromiona fantazja obrazują (sic!) jak niełatwo jest jednoznacznie sklasyfikować jego twórczość. Najbliżej jest określenie, które pojawia się czasami w dyskusjach, ale nie weszło jeszcze do oficjalnego podziału fantastyki: „inner world fantasy”, gdzieRadek Rak wiódłby – właściwie to już wiedzie – prym (nie, twórczość Jacka Dukaja tutaj się nie mieści: Dukaj przenosi rzeczywistość do innej rzeczywistości, natomiast Rak z fantazji tworzy rzeczywistość – to są moim zdaniem odrębne, chociaż oba niezdefiniowane jeszcze podgatunki).
Bohaterowie „Kocham cię, Lilith” wędrują z książki w książce nie przejmując się granicami ani logiką, zmieniają tożsamości, albo uczestniczą w wydarzeniach, których nie ma... Fantazje są wszechobecne, są źródłem pożądania, a pożądanie pobudza fantazje. Mamy też dwie wersje tego samego zdarzenia, obie z długimi korytarzami poskręcanymi w labirynt doznań i połączone efemerycznymi faktami. Niczego już nie jesteśmy pewni - na szczęście narracja nie wymknęła się autorowi spod kontroli, chociaż niekoniecznie my jesteśmy w stanie nadążyć za wizjami. W momencie, gdy poddajemy się nierealności, gdy już ją akceptujemy – odkrywamy, że fantazja powtarzana wiele razy wcale nie stała się rzeczywistością, chociaż na tej rzeczywistości odcisnęła całkiem realne ślady. No cóż... paręset stron wcześniej autor ostrzegał, że artysta to „Prestidigitator, szachraj, uwodziciel”, „ustanawia prawa, by je złamać, rozpisuje reguły gry, by w niej oszukiwać” – i tak zrobił.
Motywem przewodnim, któremu służą wszystkie realno-nierealne zdarzenia jest... ŻĄDZA! Wyrasta z pragnienia i niezaspokojenia. Podsycana jest fantazjami. Rozpala, włada, obezwładnia. Jest motywem działań, dążeń i... wspólnej pielgrzymki, bo jeżeli obiektem pożądania jest Ta Jedyna, a mężczyzn jest wielu, to przy odpowiedniej ilości alkoholu można połączyć siły by odnaleźć cel (do czasu oczywiście, bo w momencie, gdy Lilith nabiera realnych kształtów mordercze wizje opanowują bez żenady i litości).
Autor co prawda narzeka w tekście na dosłowność i dokładność erotycznych opisów, jakie pojawiają się w literaturze (bo jest przecież książka w książce, więc i o literaturze można wprowadzić dygresje). Tylko, że to przewrotność - przywodzi na myśl cukiernika, który w progu opowiada o diecie diabetyka, po czym szeroko otwiera drzwi i wskazuje ladę z nie-do-pohamowania-się pysznościami ociekającymi lukrem, cukrem i czekoladą. „Kocham cię, Lilith” aż kipi od gorąca i żaru pożądania które jest motorem istnienia, opętaniem dla rozumu. Czasami spełnienie jest w zasięgu ręki (...), czasami to „winne-nie-winne” wspomnienia, ale zawsze towarzyszy im Ona. Ta pierwsza. Jedyna. Lilith. Zbuntowana, ale i cierpiąca, bo jej Pierwszy, czyli Bóg zostawił ją i w zamian podarował Adama, który nie jest w stanie Go zastąpić – jest przecież stworzony tylko „na wzór i podobieństwo” Jego. Więc Adam zostaje z uległą Ewą, ale tęskni do żywiołowej Lilith, która ciągle ucieka się do ukojenia tęsknoty w grzechu, kuszeniu, zdobywaniu i porzucaniu. I w ten sposób podstawą wszelkich związków jest poszukiwanie ideału, wieczny brak zaspokojenia...
„Kocham cię, Lilith” to męski punkt widzenia, męskie doznania, problemy, ale kobieta nie jest tu marginesem. Jest obiektem pożądania, spełnieniem dla ciała i umysłu, lekiem na ból duszy. Jest boginią, człowiekiem, pragnieniem, pielgrzymką do spełnienia ale nigdy, pod żadnym względem nie jest przedmiotem, ubezpodmiotowionym narzędziem. (Swoją drogą podziwiam, jak Radek Rak potrafi przechodzić z jednej skrajności w drugą w swojej twórczości, bo w „Baśni o wężowym...” kobiety w ogóle nie było - był obiekt codziennego użytku lub czarownica, ale też o niezbyt wyszukanej ewaluacji.)
Język tej opowieści jest wspaniały – zachwyca lekkość i swoboda w dzieleniu się emocjami, wyrażaniu nierealnego, malowaniu nierzeczywistego, budowaniu niewidocznego. Jest trochę symboli, odniesień, ale nie na tyle, żeby przyćmić główny wątek (akurat tutaj byłoby to trudne, bo niełatwo jest przyćmić buchający żar namiętności...).
W podsumowaniu mogę tylko przekazać obraz, który na szczęście powstał i od dawna czekał na transformację w słowa - piękny i pełen emocji, dlatego odpowiada mu cała książka: Lilith (1889) by John Collier (fragment)
Teraz może pojawić się już tylko wielokropek, bo resztą powinna zająć się fantazja...
Napisana przepięknym językiem opowieść o poszukiwaniu miłości i spełnienia, literaturze i życiu, których czasem nie można od siebie oddzielić.
Do sanatorium w Beskidzie Niskim przyjeżdża młody kurac...
Napisana przepięknym językiem opowieść o poszukiwaniu miłości i spełnienia, literaturze i życiu, których czasem nie można od siebie oddzielić.
Do sanatorium w Beskidzie Niskim przyjeżdża młody kurac...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @Leeloo
„Bierz życie, jakim jest, bo lepsze nie będzie”
Dojrzały i udany debiut australijskiej autorki, który zapoczątkował cykl o poczynaniach nieprzeciętnej Parrish Plessis (nietypowej nawet jak na postapo), w którym Marian...
O kobiecie, cierpieniu, wyborze i o tym, co w życiu ma sens.
Pięknie opisana historia snuta wokół mitu, o którym „coś się słyszało”, ale szczegółów trudno by się doszukać nawet w mitologiach. Nie da się ukryć, że to opowieść o kob...