Spojrzenie na rolę kobiety, z jednej strony dokonująca świadomie wyboru mężczyzny, wdowca z zapleczem, z drugiej strony przejmującej na siebie rolę bardzo trudną, zastępczej matki, opiekunki, macochy, czy jak tam nazwiemy jej nową funkcję. Od początku borykającej się z wypełnianiem jej niejako za dwoje, bo szanowny mąż nie wprowadza młodej kobiety do roli opiekunki swych dzieci. Dla niego niewiele się zmienia. Był przez kilka lat sam, ale zawsze w obwodzie jakąś pomoc domowa, kobieta, która miała uwagę na dzieci. Teraz, skoro on osiągną szczęście osobiste, nie chce by mu nowa żona zawracała głowę mało istotnymi sprawami. A jeśli doprowadzi jego dzieci do łez, znaczy, że się na nich wyżywa i niech lepiej swoje fochy pokazuje bez uszczerbku dla dzieci.
Faktycznie, drażniło mnie podejście Piotra, jakby nie dostrzegał nie tylko jakiś niuansów, ale nawet faktów. Tak skupiał się na sobie, swojej pracy, nawet w domu, że nie miał pół godziny by zastanowić się i omówić postępowanie córki. Zaakceptowaniu tak nakreślonego bohatera pomogło humorystyczne podejście do sytuacji przez autorkę. Taką obrała strategię i w takie ramy wcieliła swój plan, by pisać o dylematach w lekki sposób, by przy okazji zmotywować do refleksji nie obciążając przy tym naszych odczuć balastem tragedii. Dzięki temu nie powstał kolejny typowy dramat, ale przyjazna konstrukcja mająca na celu obalić stereotyp macochy. I rzeczywiście sporo tu przemycono myśli o tym, jak postrzegane są matki biologiczne, którym wolno z własnym dzieckiem zrobić wszystko z racji więzi genetycznych, a jak patrzy społeczeństwo z politowaniem na kobiety wychowujące cudze dzieci.
Iza, optymistycznie patrząca na życie, ma swoje motto "Im więcej z siebie dajesz, tym więcej dostajesz". Ale czy aby na pewno? W świecie idealnym tak zapewne by się działo, w świecie nam panującym bardziej pasowałoby: im będziesz z siebie więcej dawał, tym bardziej zostaniesz wykorzystany. I jeśli by patrzyć na jej życie z perspektywy nowej rodziny to tak wygląda. Piotr świetnie wykorzystuje na własny użytek jej dewizę i bierze wszystko co mu dają, bo przecież sam niewiele ma czasu na cokolwiek prócz zajmowania się własnymi sprawami.
A jak odnajdują się w tej rzeczywistości dzieci? Dzieciaki są różne, mają swoje nastoletnie dylematy, rozterki przyzwyczajania się do nowego. Poza tym, bez względu na wiek, czy aby każdy tak łatwo przywyknie do wprowadzenia nowej kobiety w życie swojego ojca? O tym mają szanse przekonać się Iza i jej siostra, gdy usłyszą od własnego rodziciela, że zamierza się powtórnie ożenić. W jednej chwili, Iza będą już macochą, staje jednocześnie po drugiej stronie tych relacji, jako dorosła już pasierbica, a dzięki temu lepiej może zrozumieć zazdrość 11-letniej Zosi.
Pojawia się też inny aspekt w fabule nadający domyślnie wymiaru "nie z tej ziemi", czyli element duchowy. Ten wątek nie jest nadmiernie rozbudowany i wpasowuje się dobrze w całą konwencję powieści. Pojawia się w treści na zasadzie delikatnego ruchu powietrza albo szeptu, jest jak muśnięcie. Można odebrać tą silę jako anioła stróża. Ale czyjego? Może dzieci, a może Izy?
Ponieważ na życie nie ma gotowych recept, tak samo w książkach nie musi być zamkniętych zakończeń. Lubię lektury, które na koniec nie zalewają mnie słodyczą, a są jak najbardziej prawdopodobne, autentyczne w swej wymowie - wprost bądź do interpretacji własnej.