Słowo "macocha" na zdecydowanie negatywny wydźwięk. W dużej mierze jest to chyba za sprawą bajki Kopciuszek, w której macocha to zła postać, czarny charakter, niesympatyczna kobieta, która gloryfikuje własne córki, a pasierbicę męczy pracą fizyczną ponad siły i traktuje jak służącą. To bajka, ale jak jest w życiu? Czy mit z opowieści dla dzieciaków ma w sobie wiele z prawdy czy raczej się z nią mija?
Teoretycznie patrząc macocha w sumie nie robi nic złego poślubiając wdowca, a więc człowieka wolnego. Tak uważa i prawo i normy kościelne. Ba, można się pokusić o stwierdzenie, że kobieta zyskując status macochy robi dobry uczynek, bo chce zaopiekować się osamotnionym mężczyzną i jego dziećmi. Ma za zadanie przejąć obowiązki kobiety, którą zabrała śmierć i przecież absolutnie nie można ją za czyjś zgon winić, o ile się do niego nie przyczyniła. Wszak macocha to nie kochanka, która sięga po cudzego faceta. A jednak macochą łatwo być nie jest. Macocha dostaje po głowie i musi znieść wiele. W tym przekonaniu utwierdziła mnie jeszcze bardziej lektura powieści Czajkowskiej "Macocha".
Właściwie z tytułu już wiadomo, kto jest główną postacią. To kobieta, która odważyła się poślubić wdowca. Dlaczego użyłam mocnego słowa odważyła? Ano zrobiłam to z premedytacją, bo uważam, że taki krok wymaga sporej odwagi. Sama doprawdy nie wiem czy postąpiłabym tak jak Iza. 28-letnia chemiczka pracująca w firmie kosmetycznej zajmującej się produkcją naturalnych kosmetyków w przeszłości zarzekała się, że tak nie postąpi. Nie poślubi faceta, który wcześniej miał już żonę i posiada dzieci. Ale tak to już w życiu bywa, że dostajemy od losu to przed czym się broniliśmy rękami i nogami. Iza i Piotr poznają się w Grecji. Oboje przebywają tam w celach służbowych. Amor trafia i już. W pięknej śródziemnomorskiej scenerii rozkwita uczucie. Prowadzi ono ową parę przed ołtarz, gdzie ślubują sobie miłość po grób. I tu kończy się romantyzm, a zaczyna prawdziwe życie. Trzeba wrócić do rzeczywistości i poukładać dość zawiłą układankę. A puzzli w niej jest dużo, bardzo dużo. Iza poślubia nie tylko faceta, ale wchodzi w życie jego rodziny, która składa się jeszcze z dwójki dzieci 11-letniej dziewczynki i 13-latka. No i jeszcze czuć w powietrzu każącego ducha zmarłej Ewy.
Od samego początku książka bardzo mnie wciągnęła. Trzymała w napięciu niczym dobry kryminał. Byłam bardzo ciekawa czy Izie się uda i czy koniec będzie z happy endem. Po drodze tyle problemów, pułapek i zawiłych sytuacji. Mąż pracoholik moim zdaniem zbyt wiele włożył na barki młodej żony, która została rzucona na bardzo głęboką wodę. Nie miała czasu na oswojenie się z myślą o dziecku. Ona od losu dostała parkę nastolatków, która ma swoje problemy, przyzwyczajenia, ulubione potrawy. Rodzina Piotra to już działająca maszyna, w której tryby Iza musi chce czy nie się wpasować. Podziwiałam ją i to nie raz. Dziewczyna miała w wielu sytuacjach anielską cierpliwość, której mnie by na pewno brakło. Nie obyło się bez łez, chwil, gdy ma się wszystkiego po dziurki w nosie i chce się po prostu uciec. Ale trud włożony przez Izę w pracę nad prawidłowym funkcjonowaniem domu i rodziny powoli zaczyna procentować. Demony uciekają powoli w dal, pewne sprawy się wyjaśniają, choć wciąż nie brakowało sytuacji delikatnie mówiąc podbramkowych, kiedy mała iskierka mogła wywołać spory pożar. Oryginalny pomysł na fabułę albo czytaj inna wersja bajki w wydaniu dla dorosłych o macosze i jej rodzinie bardzo przypadłą mi do gustu. To przyjemna lektura z lekkim dreszczykiem napięcia, skupiająca na sobie uwagę. Może być swego rodzaju przewodnikiem dla pań, które zamierzają poślubić wdowców. I uwaga co najważniejsze niesie w sobie prostą a skuteczną receptę na bycie dobrą opiekunką domowego ogniska.
Na koniec pozwólcie na pewien cytat, krótki, ale moim zdaniem bardzo piękny, który wciąż mi chodzi po głowie:
"Idealnie bywają tylko anioły" "Macocha str w wersji ebook 249