Trochę mnie ta książka wkurzyła , trochę rozczarowała ale i trochę wciągnęła . Czyta się ją szybko , to pewne , ale postacie są jakieś dziwne , zamglone . Jedyna , a na pewno najbardziej wyrazista postać w tej lekturze to właśnie ta krnąbrna , nieposłuszna i wydająca się bez serca zupełnie , jedenastoletnia Zosia . Reszta , to mam wrażenie postacie z za szyby , mdłe i bez życia . Ale od początku . Piotr w domu okazuje się być z gatunku tych tatusiów i mężów co to są '' w kolorze tapety '' , niby są ale ich nie ma . Żyją tylko w pracy i tylko pracą . Wątpię czy on w ogóle kochał tę swoją drugą a i pierwszą żonę też , czy potrzebował po prostu niańki do dzieci i nie oszukujmy się '' mamuśki '' dla siebie , zważywszy zwłaszcza jaka była jego prawdziwa mamusia . Izka , z wykształcenia chemik czyli '' ścisła '' , a w nowym swoim domu rozdziawia buzię i duka ale ....ale...i nic więcej , kiedy Piotr staje po stronie swojej ukochanej córeczki . Aha , jeszcze prócz '' ale '' , bardzo nadmiernie używany jest '' jasny gwint '' , co już ktoś przede mną zauważył . Lekarka pediatra , która uwaga , uwaga , jest od razu dziecięcym psychologiem i trafnie diagnozuje gorączkę Zosi jako objaw somatyczny . Nauczycielka która po wywiadówce opowiada swoje niespełnione życie kobiecie którą widzi pierwszy raz na oczy , trochę to naciągane w mojej ocenie . Niepotrzebne wątki , nie rozumiem po co wtrącone do fabuły , jak na przykład ten o facecie w zielonej kurtce . Czego on właściwie miał dowieść...