Prawdziwa i szczera uczta czytelnicza. Zwłaszcza dla miłośników historii miłosnych i wielbicieli sztuki pisania listów. A gdy dojrzycie między kim jest prowadzona ta korespondencja, z ciekawością sięgnięcie po tę lekturę.
Virginia Woolf poznała Vitę Sackville – West na przyjęciu w latach XX ubiegłego stulecia. Vita to powieściopisarka z manierami, poetka i znana w kręgu arystokratka, no i safistka. Spotkanie dało początek ponad dwudziestoletniej znajomością, ale i przyjaźni na niwie twórczości literackiej. Obie tworzyły dzieła literackie, wzajemnie się wspierały i uzupełniały. Krytykowały i recenzowały swoje utwory. Ale robiły to z takim taktem, klasą i szacunkiem do drugiej osoby, że można by się od nich uczyć kultury w tej materii. Ich korespondencja była burzliwa i szczera, przechodziła kryzysy i trudne chwile, zresztą jak ich znajomość. A skończyła się wraz z tragiczną śmiercią Virginii Woolf w roku 1941.
Listy miłosne, zresztą jak już wskazuje tytuł, to zbiór bardzo odważnych i intymnych listów między pisarkami, który nadawał ton ich relacji. Ich wzajemna fascynacja trwała latami, nie ukrywały swoich uczuć, nie wstydziły się, mimo, że były w związkach małżeńskich. Ale były to związki otwarte i dające im pewną swobodę w zawieraniu nowych znajomości. Listy są ułożone chronologicznie dzięki czemu mamy znakomity ogląd ich wzajemnych stosunków, obserwujemy wzloty i upadki związku, chwile trudne i radosne. Przez te lata wymieniły setki listów, więc mieliśmy okazję poznać bohaterki dość dobrze. O czym pisały? O wszystkim. O życiu, rozrywkach, swoich utworach, poznawanych osobach, ukochanych zwierzętach, pogodzie, podróżach, o rzeczach bardzo osobistych. Nie było tematów tabu czy zabronionych. Jaki był ich związek? Nie był taki zwyczajny, chociażby z tego względu, że miały mężów, a Vita miała też dzieci. Był burzliwy i pełen zazdrości, nie ukrywały tego, że były niezadowolone, jak wokół partnerki kręcił się ktoś nowy, czy jak zwierały znajomość z nową kobietą.
Listy są wzbogacone wpisami do dziennika Virginii oraz listami Vity do Harolda – męża. Otrzymujemy więc nie tylko pisemną wymianę zdań, uczuć i myśli, ale też przejaw wewnętrznych rozmyślań Virginii. Zauważyłam, że były one pełne bólu i smutku, odzwierciedlały stan ducha kobiety, która zmagała się ze stanami niepokoju i chwiejnym nastrojem. Ale to pozwala jeszcze bardziej zrozumieć jej twórczość, odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jej utwory były takie specyficzne i dość trudne, wniknąć w głąb opisywanych historii i zdarzeń. Łatwiej się odbiera utwór, gdy się ma wiedzę o autorze, nie mówiąc już o jego słabościach i rozterkach.
Muszę się przyznać nieśmiało, że od tych listów nie można się uwolnić. Są jak studnia bez dna, chce się jeszcze więcej i więcej. Są odważne i ekscytujące, namiętne i ponętne. Wzruszają i bawią, przekazują niekończącą się paletę emocji. Mnóstwo satysfakcji, ale i duża dawka wiedzy o autorkach i ich życiu prywatnym. Nie często autorzy tak się otwierają przed innymi, osłaniają swoje wnętrze, pokazują, czym się martwią i co im sprawia radość i smutek.
Polecam, dzisiaj sztuka pisania listów już prawie zamarła, więc mamy doskonałą możliwość chociaż na chwilę przenieść się w świat, w którym nie było telefonów komórkowych i Internetu, a wiadomości dochodziły kilka dni czy tygodni. Czy to były gorsze czasy? Zdecydowanie nie, tylko trochę inne …
To lektura która wstrząsa i budzi z marazmu, drugiej takiej dzisiaj nie znajdziecie …