"Miałam wrażenie, że moja twarz jest rozpalona. I pewnie tak było. Przy Williamie cała płonęłam. Byłam jak zapałka, a z każdym kolejnym spotkaniem buchałam coraz większym płomieniem."
Podobnie mogłabym opisać uczucia towarzyszące mi w trakcie lektury "Burn me" K. C. Hiddenstorm. Poziom mojej ekscytacji wzrastał w miarę upływu stron, a każda kolejna scena pomiędzy głównymi bohaterami: Avą i Williamem, wywoływała drżenie serca. Miałam wrażenie, że mrok wylewający się z mężczyzny coraz ciaśniej mnie oplata i pozbawia tchu. Niemal czułam tę nierówną walkę światłości z ciemnością. Niepewna tego co się za chwilę wydarzy, nerwowo oczekiwałam finału, jednocześnie chcąc i nie chcąc go poznać.
Spalałam się.
Ach! Co to była za powieść! Autorka już od pierwszych słów zdobyła moje serce. Ogromnie spodobała mu się kreacja Avy, której osobowość została bardzo plastycznie przedstawiona. Czytając poszczególne słowa w myślach tworzyłam obraz dziewczyny, której świat wali się na głowę. Myślę, że problem rozpadu rodziny znany jest wielu z nas i choć jest to coraz powszechniejsze zjawisko, wciąż wywołuje wiele dramatów. Zwłaszcza pośród dzieci, które potrzebują oparcia i stabilizacji. Nic dziwnego, że Ava reagowała w taki sposób. Chciała zwrócić na siebie uwagę, swoim zachowaniem komunikowała, że nie zgadza się na taki porządek rzeczy.
Ale, jeszcze nie zdążyłam Wam nakreślić fabuły! "Burn me" opowiada historię Avy, która po rozwodzie rodziców przeprowadza się do uroczego miasteczka, gdzie, o zgrozo, zamieszkuje z nowym partnerem matki. Mimo upływu czasu dziewczyna wciąż nie może pogodzić się z zaistniałą sytuacją, co jawnie manifestuje swojej rodzicielce. Jest krnąbrna i niemal na każdym kroku wyraża sprzeciw, jednak w głębi serca Ava to skromna i zahukana dziewczyna, która po prostu stara się jakoś przetrwać w tych niesprzyjających warunkach. Sytuacja ulega zmianie, gdy bohaterka poznaje Williama, bad boya, do którego wbrew zdrowemu rozsądkowi wyrywa jej się serce.
Jak skończy się ta historia?
No, właśnie. Pisałam już o tym, że czytałam tę powieść z drżeniem serca i muszę Wam przyznać, że zakończenie wcale mnie nie uspokoiło. Ta książka kończy się w takim momencie, że tak naprawdę wszystko jest możliwe, a uwierzcie mi, moja wyobraźnia podpowiada najróżniejsze scenariusze. W głowie pojawiła się nawet myśl o kontynuacji, bo może autorka zostawiła sobie furtkę do napisania dalszych losów bohaterów? Jeśli o mnie chodzi, jestem jak najbardziej za!
"Burn me" to wciągająca powieść o dorastającej dziewczynie i jej problemach. To historia pierwszej miłości, pełnej pasji i namiętności, kiedy to nieobecność drugiej osoby sprawia niemal fizyczny ból. Niestety intensywność tych doznań sprawia, że nasze życie to emocjonalny rollercoaster: na zmianę odczuwamy przeogromną radość i smutek, w zależności od przeżywanych wydarzeń.
Jestem zdziwiona, że do tej pory nie miałam okazji czytać nic tej autorki. Zerknęłam nawet na LC, by zapoznać się z dorobkiem K. C. Hiddenstorm i przyznam, że trochę odstraszyły mnie te gołe klaty, ale może niepotrzebnie jestem uprzedzona do tego typu książek? Znacie twórczość autorki, może polecicie mi jakiś konkretny tytuł?
Wracając do "Burn me", jestem zachwycona tą historią. Serdecznie Wam ją polecam!
Moja ocena 9/10.