Kinga Figarska i jej debiut “The Project” to bardzo przyjemna młodzieżówka. Autorka w swojej historii opowiedziała losy grupki znajomych z jednej klasy. Młodzieży, która nie do końca potrafi się dogadać. W ramach tajemniczego projektu zaliczeniowego będą musieli spędzić trzy tygodnie w całkowitej izolacji w małym miasteczku Indepadanyette, które przygotowało dla nich niejedną niespodziankę.
W środku znajdziecie historię Leviego, Channel, Melanie, Martina, Nikki, Will’a, Chrissy, Eddiego, Rebecci i Ricky’ego a to wszystko opowiedziane oczami naszej głównej bohaterki - Hayley.
Od tej historii głównie oczekiwałam dobrej zabawy, romansów, głupich decyzji i grama marudzenia, w końcu mówimy o dość młodych bohaterach. I uwaga, wszystko to dostałam. Czytając tą historię czułam się jakbym oglądała fajny serial młodzieżowy na Netflixie. Autorce udało się stworzyć ciekawych i intrygujących bohaterów, nie tylko jako indywidualne jednostki, ale również jako grupę znajomych. Znajdziemy tutaj różne charaktery i ten misz masz jest cudny, ponieważ przy tej książce nie ma miejsca na nudę. To właśnie dzięki tym zróżnicowanym postaciom, możemy poczuć się jak w grupie dobrych znajomych, gdzie każdy odgrywa swoją rolę. A co najważniejsze te postacie są bardzo realistyczne, co sprawia, że ta historia w moich oczach staje się znacznie atrakcyjniejsza.
Myślę, że każdy bez względu na wiek będzie mógł odnaleźć się w tej historii. Przecież w naszych paczkach też odnajdziemy postacie przypisane do poniższych funkcji: gwiazda, śmieszek, kujonka, nieśmiałek, fikcyjna, sportowiec, hejterka, nierób, plotkara czy też przegryw. Musicie przyznać, że już sama ta wzmianka sprawia, że odpala się u nas nostalgia dawnych lat. Jeśli chodzi o bohaterów tej książki to oprócz Hayley i jej determinacji moje serducho skradli panowie, gdyż byli uroczy i ich niezdarność w niektórych sytuacjach całkowicie mnie rozbroiła. Levi to taki mój comfort bohater, gdy tylko się pojawiał na mojej twarzy gościł szczery uśmiech, który nie chciał schodzić.
Podobnie mam z Eddim, który aurą jaką wokół siebie tworzył sprawił, że nie mogłam się nie uśmiechać na wzmiankę o nim. I uwaga to samo tyczy się postaci Dylana, który był dla mnie małym sekretem, który chciałam rozgryźć. Uwielbiam czytać takie lekkie historie, które pozwalają mi po prost relaksować się czytaniem. Czytanie tej historii to czysta przyjemność i w sumie mam mały niedosyt, gdyż chciałabym więcej.
Sam pomysł na fabułę tej książki bardzo mi się spodobał. W żadnym wypadku nie przeszkadzało mi to, że mogłam się domyślić w jakim kierunku zmierza autorka. Podczas czytania potrafiła mnie zaskoczyć, a zrobiła to w szczególności na zakończenie gdy pojawiła się tajemnicza postać, której całkowicie się nie spodziewałam. Muszę przyznać, że był to bardzo fajny “smaczek” na zakończenie, który utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to naprawdę bardzo fajny i z pewnością udany debiut.
Warto sięgnąć po tą historię, myślę, że zaskoczy niejednego czytelnika. Ja jak najbardziej polecam.