Od demonów przeszłości nie tak łatwo uciec, nie ważne czy uciekniesz na drugi koniec miasta, stanu czy drugi koniec państwa. One i tak podążą za tobą. Doskonale przekonała się o tym Ellie, która zaryzykowała, zamknęła oczy i wylosowała punkt na mapie, który ma stać się jej nowym domem. Nowe początki nie są łatwe, jednak dziewczyna będzie miała pomocnika, a nawet dwóch. Dzięki pomocy Ashera i Maxa szybko odnajduje się w nowym miejscu, jednak nieprzepracowana trauma nie da o sobie zapomnieć. Tym bardziej gdy okazuje się, że nie tylko ona mierzy się ze swoimi demonami.
Aleksandra Muraszka i jej najnowsza powieść “Jeszcze raz zaufaj” to romans slow burn, który porusza wiele bardzo trudnych tematów. W dużej mierze ta książka skupia się na skomplikowanych relacjach rodzinnych, nieprzepracowanych traumach oraz problemami z niespodziewanymi atakami paniki. Choć w środku też nie brakuje też ogromnej dawki braterskiej miłości i nowego uczucia, które rodzi się między Asherem i Ellie.
Ogromnym atutem tej historii są postacie, które zostały bardzo dobrze wykreowane. Max totalnie skradł moje serducho. Ja bardzo lubię takie pozytywne, kreatywne, zabawne postacie, które sprawiają, że uśmiech sam pojawia mi się na twarzy. Asher i Ellie również jak najbardziej na plus. Podoba mi się ta lekkość tych postaci, mimo, iż niosą swoje brzemię na plecach to potrafią cieszyć się z małych rzeczy. A to dziś jest najważniejsze.
Podobał mi się również pomysł na fabułę tej historii, to taka świeżość na rynku. Lubię emocjonalne i wzruszające historie, które potrafią złamać serducho. I tutaj zaczynam mieć pewien dylemat, gdyż czytając opinie o tej historii spodziewałam się totalnego rollercoastera emocji, a tak naprawdę dostałam bardzo spokojną historię, w której co prawda pojawiają się wybuchy emocjonalne, jednak nie wywołały one wielkich emocji, na które liczyłam.
Dodatkowo mam mały problem z zakończeniem, z jednej strony jest ono spójne z zachowaniem tego konkretnego bohatera, a z drugiej strony coś jest nie tak. Coś mi nie gra i sama nie wiem z czym mam dokładnie problem. Nie jest to obszerna historia, dostajemy zlepek kilkunastu dni i to zakończenie jakoś dla mnie przychodzi za szybko. Jest bolesne, jednak nie spodziewałam się po nim niczego innego. Może to właśnie w tym jest problem. Nie do końca poczułam te emocje na zakończenie, troszkę mam tak, że były one wymuszone, aby zrzucić bombę na koniec.
Zdaję sobie sprawę, że jest to początek tej historii, jednak mi tutaj zabrakło szczerych rozmów między bohaterami. Wiem, wiem.. trudno im otworzyć się na kogoś nowego, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak te dialogi pomiędzy nimi były trochę ‘puste’, takie bez emocji, bez szczerości. Niestety te sekrety, tajemnice i liche rozmowy nie sprawiły, że poczułam więź pomiędzy główną parą, co w tego typu książkach dla mnie jest ogromnie ważne. Może to jest powodem, czemu nie do końca jestem usatysfakcjonowana tą historią.
I to nie tak, że ta historia mi się nie podobała. Jest inna niż książki o podobnej tematyce, które miałam przyjemność czytać wcześniej. Ja bardzo lubię czuć te potężne emocje, które biją od bohaterów. Sam styl autorki jest bardzo przyjemny i miły w odbiorze. Po opiniach liczyłam, że to będzie totalny wyciskacz łez, a tak nie było. Czy to źle? Nie. Każdemu podoba się coś innego i każdy ma inną wrażliwość, je po prostu ‘napaliłam’ się na dużą dawkę emocji i silną więź, której po prostu nie poczułam. Być może w kolejnych książkach będzie inaczej i będę mogła powiedzieć, że to jest to. Ode mnie mocna 7. Polecam zapoznać się z tą historią, bo porusza wiele istotnych kwestii i ma bardzo fajne postacie, które polubiłam od samego początku.