Wspomnienia wybitnego teatrologa i reżysera teatralnego zostały spisane w różnych okresach jego życia, zebrała je i opracowała wdowa po nim. Mimo niespójności czyta się to świetnie, bo Korzeniewski pióro miał znakomite.
Bardzo ciekawe są opowieści o jego życiu przed wojną, a urodził się w 1905 r., o nauce w gimnazjum, studiach w Warszawie i pobycie w Paryżu, ale tak naprawdę najważniejsze są wspomnienia z czasów wojny i powojnia, kiedy to wszedł w bliski kontakt z dwoma totalizmami, które wtedy szalały w Polsce. Wtedy to przeżył 'bolesne doświadczenia intelektualisty', o których pisze w posłowiu Andrzej Kruczyński.
Był Korzeniewski jednym z pierwszych więźniów Oświęcimia, trafił tam jesienią 1940 r., wtedy to Auschwitz przypominał mocno łagry sowieckie, gdzie zabijano morderczą pracą i niedożywieniem. W znakomitym wspomnieniu 'Pagórek' rejestruje Korzeniewski chłodnym okiem bestialstwa kapo i zimną elegancję lekarzy SS traktujących więźniów jak podludzi. Ta nieco intelektualna analiza przypomina mi 'Inny świat' Herlinga-Grudzińskiego.
Zupełnie wstrząsające jest wspomnienie 'Powrót', opisujące jak to autor, wykupiony z obozu za wielką sumę pieniędzy, wraca z innymi sześcioma szczęśliwcami pociągiem do Warszawy.
Wspomnienia 'Wyzwolenie' i 'Książki' dają zupełnie unikalny obraz kraju tuż po wojnie z szerzącą się przemocą i anarchią, z szalejącymi wojskami sowieckimi. Parę obrazów zapada w pamięć. Tak opisuje autor czołgi sowieckie wkraczające zimą 1945 r. do Warszawy: „Stały zbite w stado, a ich załoga wyłaziła spod podniesionych klap. Żołnierze po zsunięciu się na ziemię ściągali z siebie zatłuszczone kombinezony. Obnażeni do pasa nacierali twarze, piersi i ramiona garściami śniegu, wychylali po szklance czystego spirytusu, zagryzali słoniną odwiniętą z gazety, zapalali ogromne skręty machorki, zaciągali się łapczywie, po czym rzucali się na ziemię, nawet nie zapinając waciaków, i natychmiast zasypiali z rozrzuconymi ramionami.” Jakoś mi ten przejmujący opis przypomniał skłamany serial 'Czterej pancerni i pies'...
Znakomita jest opowieść o wyprawie na Dolny Śląsk, gdzie autor za wszelką cenę chce uratować nieliczne cenne wolumeny wywiezione przez Niemców z Biblioteki Narodowej, jego negocjacje z krasnoarmiejcami są śmieszne i straszne. Dostajemy też niesamowity opis pociągu pełnego zdobycznych ściennych zegarów, a wszystkie te zegar chodziły i biły. Czyta się to jak najlepszą powieść przygodową, zresztą znakomicie napisaną, bo Korzeniewski styl ma niezwykle plastyczny, niektóre obrazy po prostu stają przed oczami.
Genialne jest wspomnienie z 1951 r. opowiadające o tym jak ówcześni władcy Polski zapragnęli obejrzeć spektakl zatytułowany 'Grzech' grany w Teatrze Polskim, którego Korzeniewski był reżyserem i jakie przygotowania towarzyszyły tej wizycie. Wspaniale pokazuje autor przepaść dzielącą namiestników z nadania Kremla od narodu, którym rządzili.
Dostaliśmy kolejne poruszające świadectwo czasów przemocy i pogardy, mam nadzieję, że bezpowrotnie minionych. Znakomita książka.