"Szukając siebie", to książka, która przyciąga spojrzenie swoją okładką, jak magnes, wzrok do niej wraca i wraca. Czy treść przyciąga równie mocno? Czy myśli będą do niej wracać?
To, że sięgnęłam po tę książkę, to moc bookstagrama. Nie pamiętam już teraz jak trafiłam na Bartka, ale trafiłam. I polubiłam. Nie wiem czy to daje autorowi fory czy tak naprawdę podnosi poprzeczkę. Pewnie zdarza się tak i tak. W każdym razie, ogromnie byłam ciekawa historii Aleksa. "Szukając siebie", to debiut Bartłomieja Bartoszyńskiego. Moim zdaniem, całkiem dobry debiut.
Nie jest to historia lekka, miła i przyjemna. Jest tu sporo bólu. Naprawdę, naprawdę sporo. I okey, może jestem osobą, która potrafi ryczeć za każdym razem podczas oglądania programu "Dom nie do poznania", zawsze będę płakać kiedy umiera Mufasa, łzy będą lecieć przy śmierci Zgredka. Ostatnio jednak przy wielu książkach, o których słyszałam, że są wyciskaczami łez czy że przydadzą mi się chusteczki, moje oczy były suche.
Bartek sprawił, że na granicy łez byłam trzykrotnie w ciągu około 70 stron. Nie widziałam już zdań zapisanych na kartkach, wzrok się rozmazał, może ostatecznie łzy nie popłynęły po policzkach, ale cholera! To aż bolało...
Aleks to młodziutki chłopak, kończy właśnie liceum, ma plany, marzenia, wokół ludzi, których kocha i którzy kochają jego. I nagle, to w pewnym sensie beztroskie, normalne życie, w dniu czy raczej nocy, imprezy z okazji końca szkoły, los postanawia mu przypierdolić. Tak cholernie bardzo, jebut!
To, co autor postanowił zrzucić na barki Aleksa, to coś, co było moim największym lękiem od dzieciństwa. Na szczęście ja czegoś takiego nie przeżyłam, ale naprawdę czułam ten rozpadający się świat chłopaka. Jego ból, rozpacz. Czułam to.
"Moja mama bardzo często mówiła, że łzy to słowa, których boimy się wypowiedzieć na głos. Przypomniało mi się to po kilku minutach, kiedy w końcu wstałem x ziemi razem z moim przyjacielem."
Tak dużo niewypowiedzianych słów Aleksa.
Jak poradzić sobie z czymś, co sprawiło, że coś w nas umarło? Co nas rozwaliło doszczętnie?
"Szukając siebie", to historia, która ukazuje nam również cudowną przyjaźń.
Jednak Aleks...
Wybory Aleksa ogromnie ciężko było mi zrozumieć. Szczerze mówić, nadal nie godzę się z tym jak postąpił i w jakim kierunku poszedł.
Przypomina mi się tutaj piosenka Jamesa Morrisona "Undiscovered"
"I'm not lost, I'm not lost, just undiscovered"
Aleks musiał odnaleźć siebie, ale mam wrażenie, że w tym wszystkim gubił się tylko coraz bardziej, że wciąż siebie nie odnalazł. A końcówka? Ahh, Bartek znów musiał nam przywalić, zrzucając na Aleksa coś takiego... że w sumie cieszę się, że dopiero teraz sięgnęłam po tę książkę, bo przynajmniej teraz bliżej jest kolejnej części!
Cała historia zdaje mi się dość mocno refleksyjna, ale jednocześnie nie sprawia to, że jest nudno, ciągnie się czy ciężko się to czyta, nie. Jest mądra i dojrzała, a jednocześnie taka, hmm, przystępna, dobrze się ją czyta.
Momentami było trochę przewidywalnie, było też trochę błędów, na jednej stronie Aleks myśli "nie to, że jej nie lubię", po czym na kolejnej "Boże, jak ja nie lubię tej dziewczyny", ale to takie trochę moje czepianie się ;)
Mam też wrażenie, że w pewnym momencie było małe czasowe nieogarnięcie, ale ostatecznie nie chciało mi się tego dokładnie analizować. :P
"Szukając siebie" nie jest książką idealną, autor musi jeszcze szlifować swój pisarski warsztat, ale myślę, że jak na debiut jest naprawdę dobrze! :)