Dobrą książkę popularnonaukową cechuje zapewne co najmniej poważne potraktowanie czytelnika przez autora. Gdy nie szuka on ulotnego poklasku, nie stosuje tanich chwytów i nie schlebia modom, banalności, a samą formę przekazu podporządkowuje treści w sposób, który broni się finalną konstrukcją tekstu. Tak jest w przypadku „Najwspanialszych wynalazków ewolucji”. Niemal brak w tej publikacji ‘lania wody’ czy zastępowania faktów naukowych historiami ‘około-naukowymi’. Może taka ‘czysta dawka nauki’ ogranicza liczbę czytelników, choć z drugiej strony kto lubi czytać tylko o czymś, co już zna, rozumie, a przez to nie stanowi dla niego wyzwania intelektualnego? Biochemik Nick Lane wykonał kawał dobrej roboty referując mechanizmy życia, głównie na poziomie komórkowym, zgodnie z aktualną (stan: pierwsza dekada XXI wieku) wiedzą własną i nauk przyrodniczych. Z samego doboru przykładów ewolucyjnego ‘dorobku ziemskiego życia’ wytłumaczył się przekonujące we wstępie. Rozumiem nawet pojawienie się rozdziału o świadomości, choć mam pewne krytyczne uwag do jego konstrukcji, o czym niżej. Pozostałe tematy, to: początek życia, fotosynteza, DNA, eukarionty, rozmnażanie płciowe, ruch (jako zjawisko tkankowe), widzenie, stałocieplność i biologiczna śmierć. Każdy temat, to ciekawy balans między utrwalonym stanem nauki, dyskusją nad ewolucyjnymi uwarunkowaniami, otwartymi pytaniami i zreferowaniem nieco własnego stanowiska wobec zagadnień z frontu badań. To popularyzacja 'przez duże P'.
Lane doborem szczegółów, czy szerzej sposobem opowiadania, zaprasza czytelnika do budującej naukę opowieści na kilku poziomach. Poza oczywistym pokazaniem, jak ewolucja darwinowska ‘pracuje’, biochemik przywołując instrumentarium praktyki i teorii przyrodniczej, stawia głębokie pytania i szuka na nie odpowiedzi. Językiem nauki stara się ‘dotknąć’ istoty bytu i zasad epistemiczno-egzystencjalnych, w którym nie ma miejsca na nieweryfikowalne filozofowanie o naturze przyrody. Wiara człowieka ubrana nawet w najpiękniejszą emocjonalną opowieść, w zderzeniu z faktami, nie może domagać się posłuchu, jeśli te ostatnie jej przeczą. Nauka to nie alternatywa wobec ludzkiej duchowości, potrzeby zarobienia na naiwności konsumentów (taką zbitkę uzasadniam poniższym cytatem). Gołębie żyją nawet 10x dłużej od gryzoni, z czego pośrednio wynika podsumowanie o długowieczności:
„Wiemy obecnie, że sygnały przekazywane przez rodniki są kluczowe dla fizjologii komórki i zaczynamy też rozumieć, dlaczego przeciwutleniacze (eliminujące wolne rodniki) mogą wyrządzać równie dużo szkody, co i pożytku. Wciąż wielu ludzi uważa, podążając za oryginalnym poglądem Harmana, że antyoksydanty opóźniają starzenie i pomagają zabezpieczyć się przed chorobami. Jednak kolejne badania kliniczne nic takiego nie potwierdziły. A to z tego powodu, że przeciwutleniacze zakłócają sygnały wolnych rodników. Ich unieważnienie porównać można do wyłączenia alarmu przeciwpożarowego. By temu zapobiec, we krwi utrzymywane jest ściśle określone stężenie przeciwutleniaczy. Duże ich dawki są wydalane z organizmu lub po prostu niepochłaniane.”
Bardzo ciekawie biochemik balansuje między redukcjonizmem a holizmem. Pytając o pochodzenie faz fotosyntezy, ewolucyjne początki eukariontów, kluczowe mutacje genowe czy wyjątkowość zasadowych kominów hydrotermalnych, dokonuje uogólniających obserwacji sposobu organizacji materii organicznej w cud życia. Zastanawia się nad zmyślnością doboru naturalnego, który szukając adaptacji dla ‘tkankowych transportrerów genów przez czas i przestrzeń’ wypracował złożoność wciąż zawstydzającą dociekliwych badaczy. Przejście do ogólnych obserwacji, które determinują jakość form maszynerii życia od miliardów lat, nie sprawia profesorowi żadnego problemu pobudzając wyobraźnię czytelnika:
„Nie ma wątpliwości, że olbrzymie populacje bakterii sprawdziły każdą możliwą drogę, jednak na zawsze pozostały bakteriami, ograniczone niezdolnością do jednoczesnego zwiększenia swych rozmiarów i produkcji energii. Jedynie rzadkie i szczęśliwe zdarzenie, nawiązanie współpracy między dwoma prokariotami, gdy jeden dostał się przypadkowo do wnętrza drugiego, przełamało klincz.”
Jest sporo magii we wspomnianej chimerze zbudowanej dzięki tej swoistej fagocytozie, która stworzyła niezbędną dla naszego zaistnienia klasę komórek. Sama lista ‘wąskich gardeł’, z których ewolucja musiała skorzystać, by było tak, jak obserwujemy, jest w książce sporo. Wszystkie zostały zobrazowane na poziomie ogólnym (holistycznym) z jednoczesną redukcją skupiającą się na samym sednie procesu. Przy okazji (to już moja subiektywna emocja) bardzo podobał mi się język uwzględniający ‘taniec’ protonów i elektronów, których zmienne energetycznie konfiguracje pozwalają wprost na wymodelowanie chociażby ‘banku energii’ ATP fundującego ziemskie życie oparte na węglu. Dyskusje specjalistów, ślepe zaułki, niepoprawne hipotezy, wysublimowane wnioski – to kolejna warstwa, którą warto odkryć. Ponieważ podręczniki oferujące wiedzę z reguły skrupulatnie unikającą wspominania o kontrowersjach, dodatkowo zostawiając front badań ekspertom, sposób wplatania tej warstwy w książkę uważam za ważny i trafiony. Przepracowane przez Lane’a tarcia natury zasadniczej, które rewolucjonizowały nauki przyrodnicze, to nieczęsty w popularyzacji nauki atut. Jest też menażeria stworzeń, czasem emblematycznych dla opowieści, czasem zaledwie stanowiących ciekawostki, ale zawsze wartościowych. Przykuwają uwagę czytelnika te ‘nieludzkie anomalie’: rurkoczułkowce bez układu pokarmowego, osłonice wchłaniające własny mózg niepotrzebny od pewnego etapu życia, krewetki głębinowe o redukowanych w dorosłości oczach do siatkówek przemieszczających się ‘na plecy’.
Jeden komentarz krytyczny. Nie do końca zrozumiałem celowość i sposób prezentacji rozdziału o świadomości. Z jednej strony to odważna (jak na biochemika) próba uwzględnienia w wynalazkach ewolucji zjawiska, które budzi kontrowersje poza przyrodniczym dyskursem. Z drugiej (to według mnie zapewne cel wybrania tego kognitywnego fenomenu) jednoznacznie Lane zasygnalizował materialistyczny status świadomości, po raz kolejny próbując ‘uśmiercić dualizm kartezjański’. Język stosowany do rozważań o umyśle i świadomości jest specyficzny. W związku z tym niezbyt dobrze brzmi deklaracja „(…)pozbądźmy się przekonania, że świadomość jest tym, czym nam się zdaje. Nie jest.”. To nie najlepszy start w trudny temat i niezbyt logiczna propozycja. Również wplatanie mechaniki kwantowe, zapewne w związku z modelem umysłu Hameroffa-Penrose'a (*), niepotrzebnie komplikuje sprawę. Do tego próba postulowania otwartych problemów fizyki materii, które miałyby w przyszłości dostarczyć czegoś ostatecznego o świecie (to zawsze jest zakładane, ale z niepełności aktualnej wiedzy nie wynika, że to, czego nie wiemy musi dostarczyć klasę rewolucyjnie nowych paradygmatów, a już na pewno nie można na niezupełności nauki budować hipotezy, o jej formalnych brakach) wprowadza u mnie dysonans nie tylko poznawczy.
„Najwspanialsze wynalazki ewolucji” to książka z jasno postawionym celem. Chodziło w niej, tylko lub aż, o solidne pokazanie, jak ewolucja tłumaczy złożoność, jak ta złożoność modeluje się przez miliony lat i jak bardzo powinniśmy być dumni z nauki, że w poszukiwaniu prawdy jest tak skuteczna. Autor z tego zadania wywiązał się znakomicie. Może jeszcze kilka obserwacji praktycznych dla innych czytelników, którzy jak ja interesują się amatorsko życiem. Nie chciałbym nikogo narażać na zawód podczas lektury, więc jasno opiszę wrażenia z poziomu zaawansowania. Jeśli ktoś nie spał na biologii w szkole średniej, to dobrze. Jeśli lubił również chemię, to ma wystarczające podstawy. Jeżeli u kogoś szkoła to fakt sprzed dekad, pewne sformułowania i podane mimochodem fakty bez rozbudowanego komentarza, będą motywować do rekapitulacji po latach. Mejoza, reakcje redoks, cykl Krebsa, podstawy cytologii, elementarz genetyki i fundamenty systematyki istot żywych – to przestrzeń formalna i hasła, których średnio-zaawansowane rozumienie (w perspektywie laika) wystarczy do cieszenia się z całości lektury. Bardzo ciekawe przypisy stanowią dodatkowy komentarz. Brak słowniczka pojęć sugeruje według mnie, że powyższe wymagania nie są straszeniem, a raczej ofertą dla czytelnika, by w razie zaobserwowania doraźnych braków, wspierał się kilkoma paragrafami z dobrego podręcznika (jest kilka ogólnych rozszerzających poziom licealny: Berga, Campbella, Harpera).
BARDZO DOBRE plus – 8.5/10
=======
(*) Wspieram się rozważaniami z książki „Schody do umysłu. Nowa kontrowersyjna wiedza o świadomości”, A. Scott, WNT 1999