Bo któż nie lubi usiąść przy ognisku? To zwykle tutaj, tuż po zmroku, rozpoczynają się te najciekawsze integracje. Wśród przyjaciół, przy dźwiękach gitary, śpiewach i kilku kolejnych piwkach. Śmiechy, coraz śmielsze opowieści, a mimo to, łapiemy się na tym, że potrafimy popaść w zadumę i skupiając się na tańczących płomieniach, odpływamy ku tylko sobie znanym myślom. A te, mogą oderwać nas od najgorszej rzeczywistości.
W Uniwersum Metro ten obraz wygląda bardzo podobnie. Jest ognisko, czasem i podgrywający gitarzysta. Nie uświadczymy tu jednak drzew, czy świeżego powiewu nocnego wiatru, a co najwyżej nawiewu spowodowanego przeciągiem z tuneli. Tu noc trwa na okrągło, chyba że ktoś zapali światło. Tu idzie się do ogniska, by odpocząć, bo jest jaśniej i cieplej. Tu można spotkać kogoś, kto jeszcze żyje.
W takich okolicznościach rozpoczyna się wydany lata temu, w postaci e-booka, pierwszy zbiór opowiadań utrzymany w klimacie Uniwersum Metro 2033. Jakiś czas temu za pomocą fanowskiej zbiórki, można było zaopatrzyć się w ten produkt w formie drukowanej, co dla prawdziwych fanów serii było darem z niebios czyt. z tuneli.
Jeśli chodzi o teksty. Cóż, bywało różnie. Poza wprowadzeniem czeka nas dwanaście opowiadań i część z nich rewelacyjnie wpasowała się w duszną atmosferę metra. Po zgrabnym wprowadzeniu wczułem się mocno, że wszyscy siedzimy przy ognisku, zatem nie odzywając się, czekałem aż któryś w końcu zacznie wieczór z opowieściami. Poszło. Podobało mi się jak niektórzy autorzy przełamywali barierę i zanim przeszli do opowieści, wyróżniali się już przy ognisku. Przepychali się pomiędzy stałymi bywalcami ze śmiałym wstępem typu „A słyszeliście jak…”. To były bardzo dobre wejścia, poprzedzone pozdrowieniami czy też drobnymi sprzeczkami.
Niestety, czasem dobre wejście nie zawsze było wykończone w należyty sposób. Często czułem niedosyt, rozczarowanie, bądź szybko i trafnie przewidziałem finał danej opowieści. Niemniej jednak to bez wątpienia opowieści w stylu Uniwersum Metro 2033. Dziewicze, bo to przecież pierwszy zbiór polskich opowiadań w tym temacie i mające już kilka dobrych lat. Przez ostatnią dekadę, seria zdążyła rozrosnąć się do ponad kilkuset tomów za wschodnią granicą, a i u nas zdążyła zaliczyć szczyt i niestety upaść do samego dna, jak dotąd, bez szans na odrodzenie.
„W blasku ognia”, ten drukowany, to produkt zdecydowanie tylko dla fanów serii Uniwersum Metro 2033. Okładka zdecydowanie różni się od tej w formie e-booka. Złote litery, tak jak w kolejnych książkach, musiały się tu znaleźć. Obciąłbym jedynie koszty związane z papierem. Ten jest za gruby i czytając ma się wrażenie, że przerzuca się po dwie sklejone strony. Często wracałem do poprzedniej, bądź czujniej śledziłem numerację stron, czy aby nie przerzuciłem za daleko. Trochę upierdliwe, więc w przyszłości postulowałbym za lżejszym papierem.
Ogólnie, całkiem przyjemnie patrząc na całe przedsięwzięcie. Miło w czasach postapokaliptycznej suszy nasycić się tak dobrze znanym klimatem. Miło w końcu dotrzeć do tekstów, które odpychało się przez wiele lat tylko ze względu na rodzaj wydania. Miło usiąść przy ognisku, posłuchać dźwięków gitary i spojrzeć w twarze strudzonym wędrowcom. Miło pobyć, tak na sam, w blasku ognia.