W „Traktacie o marionetkach” wiersze pojawiają się w trzech cyklach. Sam autor, czyli pan Kazimierz Grochmalski, wyjaśnia, że tytuł nawiązuje do „Boskiej komedii” Dantego.
Od początku założyłam, że nie chcę być uprzedzona do twórczości współczesnego poety. Jak pamiętacie – uwielbiam czytać poezję, ale tej dzisiejszej zazwyczaj nie rozumiem i uważam, że są przerostem formy nad treścią. Wiersze pana Grochmalskiego były dla mnie pozytywnym zaskoczeniem.
Jak już wspomniałam tomik podzielony jest na trzy części: „W sercu piekła”, „Wyprawa do krainy konfitury” oraz „Wyzwolenie marionetki”. Autor w trzydziestu jeden wierszach porusza różnorakie tematy i prawie za każdym razem budził we mnie rozmaite emocje, zaczynając od przygnębienia a kończąc na szczerym, głośnym śmiechu. W wierszach nie było przesady, ich forma nie przyprawiała o bóle głowy przy próbie ich analizy. Odniosłam wrażenie, że autor z łatwością bawi się słowami i potrafi złożyć je w taki sposób, że zostaną z czytelnikiem na dłużej. Są autentyczne, surowe i trafne. W słowach poety, w jego emocjach i obserwacjach często dostrzegałam swoje odczucia czy doświadczenia.
Pierwsza część jest szczególnie rozbudowana i w moim odczuciu najbardziej mnie przytłoczyła. Zawiera ona liczne nawiązania do zagrożeń współczesnego, brutalnego świata. Autor opisuje tutaj społeczeństwo (jakże bełkotliwie trafnie!), piekło wojny, niemożność zmiany losu czy zniszczenia, które niosą ze sobą klęski żywiołowe. Przeważa tu frustracja autora, jego gniew, ironiczne podejście i dosadność. Sięgając po książki (w tym wypadku poezję) oczekujemy emocji, które nas oderwą od codziennych zmartwień i trosk. Tutaj czasem dostajemy obuchem w głowę, jakby sam autor stał za nami i pytał „naprawdę nie myślałeś o tym wcześniej w taki sposób?”. „Traktat o marionetkach” nie jest tomikiem, do poduszki. Niejednokrotnie zmuszał mnie do refleksji oraz do odłożenia go, żebym „przegryzła” to, co właśnie w nim przeczytałam. Poeta wyśmiewa XXI wiek: jego konsumpcjonizm, hedonizm i myśli, że gdzieś tam jest lepszy świat. A przecież to my jesteśmy oczyma ludzkości i mrugającymi wykrzyknikami chwil. Skrzętnie skrywana prawda zostaje wyciągnięta z dna piekieł po to, żeby oczyścić umysł czytelnika ze wszystkich doznanych emocji. Wyłania się tutaj obraz nieidealnej Polski, sfrustrowanej, małomiasteczkowej i momentami absurdalnej. „Gdzie przeżywa się o wiele za dużo niepotrzebnych chwil i nijakich dni, o których tyle pamiętam, że nie pamiętam NIC”.
Wiersze zaprezentowane w tym tomiku na pewno zostaną ze mną na dłużej – będę je czytać, polecać dalej, rozsyłać komu się da. I Wam również je polecam! Jeśli nie chcecie czytać całego „Traktatu…” to zachęcam do przeczytania chociażby „Bełkotu”, „Ohydy” (uwielbiam takie smaczki jak nawiązania do Lyncha i „Twin Peaks”), „Nienawiść i miłość” czy „Trzy mowy pożegnalne”. Większość jest z części zatytułowanej „W sercu piekła”. Właśnie ta część o brzydocie i rozczarowaniu światem najsilniej na mnie oddziałała. „Traktat o marionetkach” nie jest przyjemny, ale pozwala wyciągnąć nam lekcję o społeczeństwie i nas samych. Bo czy nikt z Was nie czuł się nigdy jakby był pociągany za sznurki jak tytułowa marionetka?