Po rozpakowaniu przesyłki, w której otrzymałam “Blondynkę” do recenzji, moją pierwszą myślą było: "Pięknie, w co ja się wpakowałam?". Sam wygląd książki, wprawił mnie w konsternację ogromną ilością kartek. Choć nie unikam grubych tomów, to te prawie osiemset stron drobnym druczkiem, w nieco większym od standardowego formacie, delikatnie mówiąc onieśmieliło mnie i przeraziło. Równolegle poczułam też ekscytację, dzięki niewielkiej informacji u dołu okładki, że jest to jednak powieść, a nie suche fakty z życia artystki. W notce od Autorki potwierdziło się, że historia ma formę fabularną, nie biograficzną i to w moich oczach zadziałało na ogromny plus. Przeczytałam też, że wydarzenia w publikacji są fragmentarycznie inspirowane okolicznościami życia Marilyn Monroe. Wiele wypowiedzi i informacji w niej zawartych jest fikcyjnych i dających jedynie tło dla fabuły, więc nie należy publikacji traktować jako podania historycznego. Teraz, już po zakończeniu lektury, śmiało mogę stwierdzić, że moje przerażenie gabarytami było na wyrost, ponieważ przez tę powieść zwyczajnie się płynie i jest ona warta każdej poświęconej jej chwili.
Książka jest podzielona na kilka kluczowych sekcji, w których czytamy chronologicznie o kolejnych etapach życia Normy Jeane Baker (Mortenson). Opowieść zaczyna się kiedy dziewczynka ma zaledwie kilka lat, a my uczestniczymy w skrajnie trudnych przeżyciach jej dzieciństwa. Ten czas był naznaczony szaleństwem jej matki, które odcisnęło się głębokim piętnem na całym życiu Gwiazdy. Jest to dosyć krótki segment, patrząc na ogólne gabaryty powieści, podobnie jak kilka późniejszych, gdzie poznajemy wydarzenia towarzyszące jej we wczesnej młodości. Najwięcej czasu spędzamy na czytaniu rozdziałów, w których kobieta jest już opakowana w błyszczące i pełne blichtru życie aktorki, piosenkarki i modelki. Widzimy w jak bezpruderyjny sposób męski świat powoli sączy swoją truciznę w niewinność młodej dziewczyny, aby w końcu pożreć ją bez skrupułów. Joyce Carol Oates stworzyła monumentalne dzieło, w którym nie szczędzi Czytelnikowi emocji, ani też tych lepkich, kontrowersyjnych szczegółów otaczających tę sławną osobę. Od podszewki poznajemy jej uczucia gdy poszukiwała intensywnie akceptacji, miłości i podziwu, więc tak naprawdę otrzymujemy niesamowitą interpretację portretu jej wnętrza emocjonalnego.
Styl, użyty w powieści jest niezwykle ekspresyjny i giętki. Momentami może wydawać się aż zbyt zawiły i specyficzny, sama początkowo nie mogłam się do niego przyzwyczaić, nawet mnie denerwował, jednak po kilkudziesięciu zapoznawczych stronach rozsmakowałam się w nim. Nie zmienia to faktu, że nie jest to książka łatwa w czytaniu, ponieważ forma pisania przez Autorkę jest raczej wymagająca i mniej wprawnego Odbiorcę może gdzieniegdzie nużyć (albo i wkurzyć). Dlatego zalecam na czytanie tej pozycji zarezerwować sobie tylko taki spokojny czas, kiedy to możemy wygodnie rozsiąść się w fotelu i móc pozwolić sobie na powolną kontemplację. Ale aby nie było zbyt prosto, to wśród ciekawie skonstruowanej fabuły, mamy jeszcze wplecione całe mnóstwo emocji, które nie raz i nie dwa potrafią wbić nas w ten fotel z oburzenia.
“Blondynka” to książka o kobiecie posiadającej ogromną wrażliwość, o nieszczęśliwej, samotnej dziewczynce, uwięzionej w niezwykle pięknym i ponętnym niewieścim ciele. Świat traktował Marilyn jako seksowną, ale pustą wewnętrznie osobę, która według niego oprócz pięknego ciała nie miała nic więcej do zaoferowania. Jakże zafałszowany to obraz i marnotrawstwo, niewykorzystany potencjał tej kobiety. Choć Marilyn jest postacią znaną całemu światu, to osobiście uważam, że gdyby jej na to w pełni pozwolono, mogła stać się wybitną, dzięki swojej inteligencji i bogatej duszy. Przynajmniej tak to odczuwam po przeczytaniu powieści i myślę, że niedługo nadejdzie czas na konfrontację jej z rzetelną biografią. Jestem bardzo zadowolona, że moje pierwsze, bliższe spotkanie z tą Gwiazdą zapoczątkowała właśnie ta książka, ponieważ dzięki niej Norma Jeane stała się dla mnie bardziej ludzka i przystępna.