Rose i Wren to bliźniaczki, które na skutek pewnych okoliczności zostały rozdzielone od razu po urodzeniu. O ile Wren od początku wiedziała o istnieniu swojej siostry to Rose nie miała o tym pojęcia.
Wren chce zająć miejsce Rose i zostać królową. Nie tylko chce się zemścić na mordercy rodziców, ale chce w ten sposób ochronić wszystkie czarownice, które są prześladowane i okrutnie zabijane. Z pomocą przyjaciela porywa siostrę i sama zajmuje jej miejsce. Od tego momentu musi udawać Rose i to w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował. Bardzo przydają się w tym zakresie jej umiejętności magiczne.
"W końcu co w tym trudnego – udawać dziewczynę, które nigdy nie poznała życia poza murami pałacu?"
Na miejscu okazuje, że Oddech Króla ma całkiem inne plany wobec księżniczki Rose, które dosyć komplikują plan Wren. Dodatkowo niespodzianką okazuje się, że jeszcze przed koronacją Rose ma zawrzeć małżeństwo z księciem Anselem, bratem króla Gevry, z którym Oddech Króla chce zawrzeć sojusz wojenny i wyruszyć na czarownice.
W realizacji zadania Wren nie pomaga również jej fascynacja strażnikiem przyszłego męża Rose. Tor to przystojny mężczyzna, który jest dosyć zainteresowany bohaterką. Z wzajemnością. Jednak Wren nie planuje się zakochać, bo uważa, że miłość przynosi tylko cierpienie i katastrofę, czego wyrazem jest śmierć jej rodziców. Dodatkowo chłopak zdaje sobie sprawę, że dziewczyna jest zajęta. Ale czy to będzie stało im na przeszkodzie?
Babka Wren zdecydowanie włożyła na jej barki za duży ciężar. Jest to siedemnastoletnia dziewczyna a wymaga się od niej takich rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że jest to niebezpieczne dla niej, bo jak prawda wyjdzie na jaw to bardzo źle się to dla niej skończy.
Wren to bardzo ciekawa bohaterka, którą polubiłam znacznie bardziej niż Rose. Jednak udawanie przez nią siostry było bardzo nieumiejętne. Naprawdę się dziwię, że prawie nikt się nie zorientował. Jak dla mnie to ona nawet specjalnie nie starała naśladować bliźniaczki. Robiła co chciała, była bardzo nieostrożna. Było dosyć dużo sytuacji, gdzie prawda mogłaby wyjść na jaw a miała szczęście tylko dlatego, że Tor nie znał jej za dobrze. A raczej nie miał okazji poznać prawdziwej księżniczki tak blisko.
Rose po porwaniu budzi się na pustyni. Odkrywa, że została porwana. Jej porywacz jest dosyć przystojny, co nie zmienia faktu, że nie podoba jej się to, gdzie się znajduje. Nie rozumie co się dzieje i jest przekonana, że za chwilę uratuje ją Oddech Króla, ale dziewczyna nie zna prawdy. Nikt nawet jej nie szuka. Rose podejmuje kilka razy ucieczkę, ale uświadamia sobie w końcu, że nie ma żadnych szans. Dodatkowo w trakcie podróży odkrywa swojej umiejętności, które powodują jej przerażenie i panikę. Nie pomaga również to, że zaczyna poznawać prawdę jak wszystko faktycznie wygląda.
Kiedy Rose dociera do Orthie - domu czarownic - dowiaduje się, że ma siostrę bliźniaczkę, co obecnie robi, gdzie jest i że ma babcie. Dosyć dużo nowości dla niej, prawda? Nie pomaga również to, że większość odnosi się do niej z nieufnością, a nawet nienawiścią. Prowadzi to do kilku niebezpiecznych zdarzeń, z których ratuje ją nikt inny niż jej własny porywacz.
Z czasem Rose dowiaduje się jaka jest prawda. Uświadamia sobie, że nic nie wie na temat swojego kraju a wszystko było przed nią ukrywane. Cały czas była okłamywana i miała całkiem inne wyobrażenie na temat czarownic. Dowiaduje się, że prawie nic nie jest takie jakie zostało jej przedstawione.
"- Ale w pewnym sensie czuję się, jakby moje życie przed tym wszystkim było tylko snem - kontynuowała Rose. - A teraz, gdy się obudziłam, widzę rzeczy wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej"
Ta bliźniaczka znacznie mniej mi przypadła do gustu. Jest arogancka, pewna siebie i uważa się za lepszą. Nic nie wie na temat całej sytuacji, ale chcę robić swoje. A najśmieszniejsze jest to, że myśli, że sama da radę się przeciwstawić jak dotychczas tego nie robiła i była cały czas grzeczna i potulna. Jest zamknięta w swojej bańce i nie wie jak wygląda rzeczywistość. Zdecydowanie nie zgadza się na kradzież tronu. Nie ma zamiaru pozwolić, aby ktoś jej go odebrał, nawet jej siostra bliźniaczka.
"Wren miała czarownice. Niech je sobie zatrzyma. A Rose zachowa tron, który przysługiwał jej od narodzin"
I co robi? Decyduje się na powrót i jakimś cudem jej się udaje. Jak? Niby doświadczona osoba nie dałaby rady, a ona pierwszy raz dała? I to całkiem sama? Nieprawdopodobne? 🤦 🤦♀️
W końcu dochodzi do spotkania bliźniaczek. I przez Rose prawie by doszło do katastrofy, a wszystko wyszłoby na jaw. Serio? Jak dla mnie ta dziewczyna czasami nie myśli i to wydarzenie dobitnie to pokazuje.
W pewnym momencie było mi jej jednak żal. Wychowywana w surowych warunkach, bez rodziców. Jest zazdrosna, bo Wren dorastała otoczona miłością a ona nie. Do tego wiedza odnośnie tego w jaki sposób powstał jej ogród z różami i dlaczego jest taki wielki było smutne.
"- Bardzo się cieszę, że się spotkałyśmy. To cudowne, że po tylu latach tęsknoty za rodziną moje marzenie się spełniło. Znalazłam siostrę. Znalazłam ciebie. bez względu na to, co się stanie dziś wieczorem, jutro albo za kilka tygodni lub lat, zawsze będziesz moją siostrą. Moją krwią"
Dziewczyny decydują się połączyć swoje siły, aby pokonać wspólnego wroga. Pojawia się niebezpieczeństwo, proroctwo i kolejny, nowy wróg.
Jak się skończy? Kto wygra?
"Bliźniacze korony" to książka, która już zwróciła moją uwagę podczas zapowiedzi i od tego czasu mam ją w planach. Trochę się jednak później za nią zabrałam niż planowałam.
Książkę czyta się przyjemnie, mimo irytującej bohaterki jaką jest Rose. Rozdziały dotyczące dziewczyn są pisane przez dwie różne autorki i powiem szczerze, że to był dosyć ciekawy zabieg i udany, bo w żadnym razie nie widać było, że każda część jest pisana przez inną osobę.
Zakończenie fajne, ale z drugiej strony nie było ono jakieś spektakularne. Dodatkowo książka nie zakończyła się w taki sposób, abym potrzebowała na już drugi tom. Jednak oczywiście sięgnę po kontynuację. Jestem ciekawa jaki finał będzie mieć historia dziewczyn. Miłego!