Młoda kobieta poszukująca swojego miejsca na Ziemi i swojej drugiej połówki. Dopiero wstrząs, zmienia nieodwracalnie jej żywot. Dochodzi do wniosku, że to nie jest prawdziwe życie, że jest to tylko egzystencja, działa według określonego schematu, czym zadowala tylko swoje otoczenie, a nie samą siebie. Teraz ma nadzieję zrobić coś dla własnej uciechy. Ostatnie dni, tygodnie czy miesiące, które jej pozostały chce tak naprawdę PRZEŻYĆ, a nie tylko kluczyć od czynności do czynności wykonywanej codziennie, bez sensu, bezo określonego celu. Do czego będzie zdolna? Czy odwaga jej nie opuści? Czy wreszcie odnajdzie miłość, czy może jest skazana na wieczne staropanieństwo?
Lucy Maud Montgomery jest jedną z najbardziej znanych pisarek kanadyjskich. Ma na swoim koncie wiele powieści, opowiadań, autobiografii, jak i pamiętników. Z pewnością większość czytała lub słyszała o jej Ani z Zielonego Wzgórza, która stała się symbolem Wyspy Księcia Edwarda, skąd pochodzi i autorka i główna bohaterka cyklu Ania Shirley. Błękitny Zamek zaś, bo o nim aktualnie mowa po raz pierwszy ukazał się w 1926 roku, lecz polskiego wydania doczekał się dopiero po około siedemdziesięciu latach.
Jak dobrze było powrócić do swojej ulubionej pisarki. Jak dobrze, było zapoznać się z jej zupełnie inną powieścią. To był czas na przypomnienie sobie Ani. Przyjaciółki, siostry, towarzyszki zabaw. Ani z Zielonego Wzgórza, jak i wszystkich późniejszych kontynuacji nigdy nie zapomnę. Błękitny Zamek opowiada zupełnie inną historię, ale jakby podobną. Podobną dla mnie, po wielu latach po przeczytaniu przygód Ani Shirley.
Montgomery ma wielki talent. Ma talent do pisania w sposób prosty, zrozumiały, ale ciekawy i taki swój. Taki charakterystyczny. Plastyczny, ale niewydumany. Taki z humorem, ale także z pewną nostalgią. Po prostu taki inny i wręcz przeze mnie niekiedy pożądany. Taki, który sprawia, że zagłębiam się w lekturę, choć gdyby pewnie była napisana inaczej, po prostu by mnie nie zainteresowała. Ta lekkość w doborze słów, to coś po prostu wspaniałego.
Valancy pomimo swojego wieku i swojego zachowania zostaje moją przyjaciółką i moim odzwierciedleniem. Może nie aż doskonałym, ale w większym stopniu. Książki, marzenia, plany i jej własny świat, którego prawie nikt nie może zrozumieć. Co prawda wiek jej, jakoś mi nie odpowiadał do jej zachowania, ale w końcu to tylko liczba, a życie w zamknięciu i odizolowaniu od świata robi swoje. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami, także nic dziwnego, że czasem dwudziestodziewięciolatka zachowuje się niczym osiemnastolatka. Ale tu nie wygląda to głupio, lecz komicznie i taki miał być efekt. Rodzina także niczego sobie, ale jej z pewnością nie zazdroszczę. Być i mieć, racje serca i racje rozumu. Tak można porównać Valancy i jej ród, który myśli tylko o pieniądzach i reputacji, nawet kosztem swoich bliskich. Stwarzają pozory dobrej i ułożonej, lecz tak naprawdę są zepsuci do szpiku kości i nie ma w nich miejsca na takie reakcje jak spontaniczność, czy okazywanie uczuć, choćby takiej, jaką jest miłość.
Trzeba przyznać, że Lucy zwraca uwagę na wszystko. Na świetną kreację bohaterów, na styl, ale także na tło. Przedstawia nam ciekawy obraz miejsca, w którym życie Valancy. I po raz kolejny nie jest on wciskany na siłę, byleby coś tam było, ale jest osadzony w iście naturalny sposób. Nie ma długich opisów, są takiej długości, jakiej być powinny. Plastyczne i piękne. Ukazujące chłód domostwa oraz piękno i tajemniczość przyrody, ale także wiernie oddaje czas, w którym jest osadzona akcja.
Warto jednak sięgnąć po wydanie z 2013 roku, które wyszło nakładem wydawnictwem Egmont. Wcześniejsze niestety są niepełne, skrócone i zmienione, co widać choćby na pierwszy rzut oka, bowiem główna bohaterka tak naprawdę ma na imię Valancy zaś tam Joanna. Zasadnicza akcja i najważniejsze fakty się nie zmieniają, ale chyba każdy chciałby przeczytać powieść wierną oryginałowi, prawda?
Błękitny Zamek to powieść lekka, zabawna, ale także niekiedy wzruszająca. Jest jedną z tych, które umilają czas i podnoszą na duchu. Z nutką smutku, ale bez zbędnego przesadzania. Jest to jedna z tych książek, które pomimo swojej prostoty czyta się z niemałym zadowoleniem. A i piękne nowe wydanie do serii wydawniczej Egmontu Romantyczna ma jakiś swój urok. Może nie jest to okładka idealna, ale na pewno przyciągająca wzrok. Tę pozycję pióra Lucy Maud Montgomery polecam wszystkim. I tym, których Ania urzekła, i tym, którzy mają ją jeszcze przed sobą.