Świat Gwen w ciągu paru dni obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Dziewczyna dowiaduje się, że ma gen podróży w czasie, choć wcześniej wszyscy sądzili, że posiada go jej kuzynka, Charlotta. Była przygotowywana do swojej misji już od dzieciństwa, a kiedy przyszła odpowiednia pora… Wszyscy odkryli sekret matki Gwendolyn, zamianę daty urodzenia córki. W ciągu kilku dni nastolatka musi się nauczyć podstawowych zasad, tańców, zachowań, aby w miarę przystępnie wypaść przed hrabią de Saint Germain oraz ważniejszym towarzystwem podczas jednej z podróży w czasie. Jednak Gwen boi się hrabiego i jako jedyna podejrzewa go o złe zamiary. Czy ma rację? I jak sobie poradzi z uczuciem do Gideona?
Kerstin Gier jest jedną z najlepiej sprzedających się niemieckich autorek. Studiowała edukację biznesową i psychologię komunikacji, pracowała w różnych miejscach, aby w końcu w 1995 roku zacząć pisać powieści dla kobiet. Sławę przyniosła jej „Trylogia Czasu”, na którą składa się „Czerwień Rubinu”, „Błękit Szafiru” oraz „Zieleń Szmaragdu”. Jakiś czas temu w Polsce została wydana także inna książka Gier – „Z deszczu pod rynnę”.
Pierwszy tom tej trylogii, „Czerwień Rubinu”, czytałam ponad rok temu. Dopiero niedawno dostałam w swoje ręce kolejną część. Długo czekałam na ten dzień. Na szczęście w końcu nadszedł. Lepiej późno niż wcale, prawda? Pamiętam, że pierwsza część bardzo mi się podobała. Była to moja pierwsza książka o podróżach w czasie i od tamtej pory zaczęłam czytać ich więcej.
Powieść porywa do swojego świata już od pierwszych stron. Nie można się od niej oderwać, trzeba czytać dopóki nie zrobi się nieprzyzwoicie późno i nie będzie się już rozumiało zdań wypisanych na kartkach. Chce się koniecznie odkryć wszystkie sekrety, poznać wszystkie tajemnice.
Niestety w tym tomie prawie nic się nie wyjaśniło. Tytuł wskazywał na to, że czytelnik dowie się czegoś więcej o Lucy, lecz tak nie było. Trochę się na tym zawiodłam, gdyż cały czas dochodzą nowe zagadki, a odpowiedzi na nurtujące pytania wciąż brak. Jednak to oznacza, że „Zieleń Szmaragdu” dostarczy tyle emocji, ile żadna z poprzednich części nie dostarczyła. Mam nadzieję, że zaspokoi ciekawość czytelnika, gdyż będzie to już ostatni tom.
Większości bohaterów nie da się nie lubić. Szczególnie Gwen. Przesympatyczna bohaterka, do której pałałam sympatią już od pierwszych stron. Jest inteligentna i zabawna. Wszyscy wokół jej nie ufają i nie zdradzają jej szczegółów misji, którą ONA ma wypełnić, jednak Gwendolyn działa na własną rękę i dowiaduje się czasem więcej, niżby chciała. Jej przyjaciółka, Leslie, często doprowadzała mnie do niepohamowanego śmiechu. Jest bardzo sprytna, pomagała we wszelkich poszukiwaniach dla Gwendolyn, lecz umiała ją także pocieszyć i wysłuchać. Muszę jeszcze wspomnieć o Gideonie. W „Błękicie Szafiru” mam co do niego mieszane uczucia. W jednej chwili go uwielbiałam, a w drugiej okropnie mnie irytował i momentalnie sympatia przeradzała się w nienawiść. I jest jeszcze demon Xemerius, bez którego ta powieść straciłaby swój blask, stałaby się pusta. Za każdym razem, kiedy nadchodził, uśmiech witał na mojej twarzy. On był często przyczyną moich nagłych wybuchów śmiechu.
Muszę jeszcze wspomnieć o oprawie graficznej, która jest cudowna. Widać, że się postarano, aby zadowolić każdego czytelnika. Okładki są piękne, wprost nieziemskie! Przyciągają wzrok, jest na co popatrzeć. Oby więcej takich okładek. Żałuję, że nie mam własnego egzemplarza książki, ładnie by wyglądał na półce.
„Błękit Szafiru” jest godną uwagi powieścią. Trylogia jest obowiązkową lekturą dla tych, którzy chcą zacząć swoją przygodę z podróżami w czasie. Jak się zaczyna czytać, przepada się bez reszty. Nie mogę się doczekać, kiedy zapoznam się z „Zielenią Szmaragdu”. Ten, kto jeszcze nie czytał „Trylogii Czasu”, niech natychmiast to zrobi. Jestem pewna, że się nie zawiedzie.
Moja ocena: 9/10