Wbrew powszechnie panującym opiniom historia nie jest nauką o przeszłości. Odróżniając wypracowane przez greckiego historyka Herodota pojęcie: „Dzieje” od samej nauki historycznej, zajmującej się badaniem dziejów ludzkości, okaże się, że historia to aktualny stan wiedzy ludzkiej na temat tego, co się – niekoniecznie – wydarzyło. Odrzucając wszelkie spory epistemologiczne i ontologiczne na temat statusu historii, należy stwierdzić, że historycy od początku prezentują przeszłość w formie tekstów, dorzucając kolejne nowe interpretacje. Obecnie stwierdzić można śmiało, że nasza wiedza o minionych epokach to suma dostępnych interpretacji. Każdy tekst o przeszłości jest zarazem jej interpretacją i obecnie o naukowości historii decyduje raczej stopień nasycenia subiektywnego, którego nie da się niestety uniknąć. Jednym z jego przejawów jest sposób prezentacji wykładu, przyjmowany przez autora – historyka.
Judith Herrin, badaczka dziejów Bizancjum, swoją najnowszą książkę przedstawia nam w ujęciu tematycznym, odchodząc - choć nie dało się jej tego uniknąć do końca - od standardowego, chronologicznego przedstawiania wydarzeń. Każdy z rozdziałów, poświęcony konkretnemu zagadnieniu z dziejów Bizancjum: prawu rzymskiemu, ikonoklazmowi czy roli eunuchów na dworze, oscyluje wokół wybranego zagadnienia, przedstawiając je w świetle nauki i w interpretacji autorki.
Bizancjum w ujęciu Herrin, wraz ze swoją wielowiekową historią, jawi się nam jako pomost pomiędzy Bliskim Wschodem a Europą. Staje się katalizatorem prądów, myśli i idei, które wypracowane w krainach Mezopotamii, Egiptu czy Syrii przenikają na Zachód, ewoluując i nabierając kształtu bliskiego Europejczykom. Kolejna odważna teza Judith Herrin jest taka, że bez bastionu Konstantyna nad Bosforem być może nie byłoby Europy w obecnym kształcie. Ta dawna grecka kolonia Byzantion, która urosła do rozmiarów stolicy świata śródziemnomorskiego, powstrzymała największe ciosy idące z despotycznego Wschodu – jak chociażby najazdy Persów i Arabów w VII w. To właśnie mury Konstantynopola uchronić miały Europę i umożliwić jej okrzepnięcie po upadku Rzymu i nabranie własnego, chrześcijańskiego charakteru. Teza moim zdaniem odważna i nie dająca się do końca udowodnić – słynne już: co by było, gdyby?
Bizancjum to także, w ujęciu Herrin, tygiel religijny, w którym kształtowało się chrześcijaństwo i jego odłamy. Obecna struktura administracyjna Kościoła Katolickiego odzwierciedla w poważnym stopniu rozwiązania wschodnie, zaczerpnięte w pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa, właśnie na tych terenach. Późniejsze, nieco odmienne dzieje obu części Cesarstwa sprawiły, że różnice teologiczne narastały, aż do osławionej schizmy wschodniej w 1054 roku.
Język Judith Herrin, mimo iż obciążony bagażem naukowego żargonu, nie przeszkadza w czytaniu. Autorka posiadła umiejętność ciekawego, barwnego opowiadania o własnych odkryciach, dzięki czemu zapewne odniosła sukces naukowy i czytelniczy.
Jako historyk czytałem książkę z przyjemnością, i myślę, że spodoba się każdemu, kto interesuje się przeszłością bliższą i dalszą. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie przyczepił się do kilku rzeczy. Przede wszystkim wydanie: przebarwienia i miejscami nieczytelny tekst utrudniają płynny odbiór książki. Poważna książka historyczna nie może obejść się bez map, które w Bizancjum umieszczono na samym końcu, a szukanie ich po książce w trakcie czytania nie jest zbyt wygodne i rozprasza. Poza tym są one zbyt ogólne, podczas gdy tematyka książki jest dość szczegółowa. Analizując konkretne zagadnienie związane chociażby ze zmianami terytorialnymi, warto by umieścić mapy w tekście. Książka, mimo iż stanowi monografię, właściwie pozbawiona jest przypisów. Znajdują się one wprawdzie na końcu książki, ale… powtarza się sytuacja podobna, jak w przypadku map. Na koniec sprawa ostatnia: za mało ilustracji! Przepych oraz potęga miasta, o którym pisze autorka, należałoby czytelnikowi unaocznić. Obecny Stambuł to przecież skarbnica starożytnego Konstantynopola. Podtytuł również nie do końca oddaje istotę rzeczy. Bizancjum może i było imperium, ale niekoniecznie w średniowieczu. Raczej skłoniłbym się ku umiejscowieniu szczytu jego potęgi militarnej na przełomie epok. No chyba, że mamy na myśli potęgę oddziaływania kulturowego, choć i tu sprawa pozostaje dyskusyjna.
Podsumowując, na uwagę zasługuje sposób ujęcia tematu przez autorkę, dzięki czemu lektura nie nuży. Czytając rozdział poświęcony innemu zagadnieniu, „wracamy” niejako do czasów, o których już wcześniej była mowa, choć w innym kontekście. Pomaga to w przypominaniu sobie tego, co już się wie. Ciekawa historia barwnego miasta, pozbawiona dotychczasowych klimatów dekadencji dominujących przy pisaniu o Bizancjum, przedstawiona w zwięzły i prosty sposób to najprostsze określenie tej książki.
Ocena 7/10
Autor: Judith Herrin
Tytuł: Bizancjum. Niezwykłe dziedzictwo średniowiecznego imperium.
Tłumaczenie: Norbert Radomski
Wydawca: Rebis Poznań 2009