Z autorką miałam już do czynienia przy okazji jej poprzedniej powieści. „Spadek” wywarł na mnie pozytywne wrażenie, dlatego z przyjemnością zabrałam się do lektury. „Bilbord” bardzo różni się od tego, co miałam okazję czytać poprzednio. Tym razem mamy do czynienia z kryminałem i to jakim! Na brak zwłok nie możemy narzekać, powiem nawet, że trup ściele się gęsto od samego początku.
Ale po kolei.
Na początku przenosimy się w przeszłość i widzimy ojca, który katuje syna. Na szczęście policja jest na miejscu i ratuje dziecko.
Po tym krótkim wstępie jesteśmy już w czasach obecnych i poznajemy Krzysztofa Pasłęskiego, właściciela kwiaciarni w Kazimierzu Dolnym. Wiedzie szczęśliwe życie, ma kobietę, z którą wiąże wielkie plany. Do czasu aż odwiedza go stary znajomy – komisarz Pokorny – i oznajmia, że ojciec Krzysztofa uciekł z więzienia. Głównego bohatera zaczynają męczyć koszmarne sny, w których ktoś go katuje. Przerażające, tym bardziej, że po przebudzeniu Krzysztof ma te same obrażenia, których doznał w trakcie snu.
Do tego akcja co chwilę przerywana jest wspomnianymi trupami. Ktoś morduje kobiety, nie ma między nimi związku, morderstwa rozsiane są po całym kraju i charakteryzuje je duży stopień obrzydliwości.
Czy i jak to wszystko łączy się ze sobą, dowiecie się sięgając po książkę.
Cóż ja mogę powiedzieć na jej temat. Początek mnie zaciekawił. Przemoc w rodzinie, koszmarne sny, pierwsze zwłoki z którymi ktoś obszedł się w dość makabryczny sposób. Początek śledztwa, poznajemy policjantów prowadzących sprawę i wygląda na to, że mamy fajny wstęp do świetnie napisanej powieści. Potem przyszedł czas na kolejne sny i kolejne zwłoki. Drugie, trzecie, przy czwartych już nie czułam nic poza obrzydzeniem. I nie chodzi o to, że to było źle napisane. Wręcz przeciwnie. Po prostu nie daje to szans na rozwinięcie się akcji, bo ledwo zdążymy się trochę wciągnąć, pojawia się kolejny trup, który burzy całe napięcie. A jak nie trup to wątki romansowe, które śmiało można było sobie darować. Po kilkudziesięciu stronach miałam bardzo mieszane uczucia i przekonanie, że jeśli za chwilę nie znajdzie się powiązanie między ofiarami, albo pojawią się kolejne zwłoki, to wyjdę z siebie, stanę obok i odmówię dalszej lektury.
Ale na szczęście nie musiałam tego robić, autorka praktycznie już w momencie, kiedy zwątpiłam we wszystko zafundowała mi jedno z oczekiwanych rozwiązań i ponownie zaciekawiła. Tylko zastanawiam się, czy każdy czytelnik będzie na tyle cierpliwy, żeby dotrwać aż do tego momentu, kiedy wreszcie doczekamy się rozkręcającej się akcji.
Jeśli ktoś w tym momencie zwątpił, to powiem Wam, że zdecydowanie nie powinniście się zniechęcać. Bo kiedy miniemy już ten krytyczny moment, powieść robi się naprawdę warta uwagi. Mamy dobrą policyjną robotę, poszukiwanie śladów i powiązań między ofiarami. Mamy ciekawych bohaterów i nie mówię tu tylko o Krzysztofie. Panowie policjanci nie dość, że wzbudzają sympatię, to są jeszcze naprawdę ciekawie przedstawieni. Wielką zaletą jest też rys psychologiczny bohaterów, z tym autorka poradziła sobie naprawdę bezbłędnie.
A jeśli spojrzeć na fabułę już po przeczytaniu książki, to naprawdę sporo zyskuje. Intryga jest naprawdę przemyślana i dopracowana z najmniejszymi szczegółami. Kilka, pozornie niezwiązanych ze sobą wątków, powoli zaczyna tworzyć jedną sensowną całość. No i zakończenie, które kompletnie nas zaskakuje. Bo przez cały czas mamy w głowie tylko jednego podejrzanego i przekonanie, że to on jest winny tym wszystkim zbrodniom. Gdzieś w głowie mamy cichą nadzieję, że jednak autorka nas zaskoczy, bo to byłoby zbyt przewidywalne. I zaskakuje, na szczęście. Im bliżej końca, tym większe nas czekają emocje, i tym trudniej będzie się oderwać od lektury i w tym większym napięciu będziemy śledzić rozwój wydarzeń.
Należy też pochwalić warsztat autorki, który z książki na książkę wydaje się coraz lepszy. Podoba mi się styl autorki, język jest lekki, płynny, dzięki czemu czytelnik ma wrażenie, że jest uczestnikiem tych wydarzeń.
Podsumowując, mimo, że „Bilbord” nie porwał mnie od samego początku, szczerze polecam! Naprawdę warto przebrnąć przez ten początek, bo dalsze wydarzenia są tego warte. A kto wie, może kogoś innego powieść pochłonie już od pierwszej strony? Tego Wam życzę, i jeszcze raz zachęcam do lektury!