Przy okazji lektury „Johnny’ego Paniki i Biblii Snów”, po raz kolejny wróciłam wspomnieniami do czasów studiów, gdy przez pół roku mieliśmy zajęcia z doktorantką, która usilnie próbowała zarazić nas swoją miłością do twórczości Sylvii Plath. Bez większych efektów - niestety. W tej kwestii pamięć mnie nie myli. Z przykrością przyznaję, że należałam do grupy tych „topornych”, którzy chociaż wiedzieli, że leży przed nimi kawał wybitnej literatury, zupełnie jej nie czuli. Doceniali ją niejako siłą rozpędu, niezdolni dotknąć jej sedna. Zwyczajnie pozostawaliśmy ślepi na to, co czytamy.
Jak się zapewne domyślacie, nie wyszłam wtedy również poza pewien schemat wyobrażeń na temat samej artystki. To co stanowiło dla mnie jej kwintesencję kręciło się wokół kobiety uwięzionej w niewłaściwym czasie i tkwiącej pułapce błędnych wyborów: nieszczęśliwe małżeństwo, załamania nerwowe, leki antydepresyjne i w końcu samobójstwo w kuchni londyńskiego mieszkania. Po prostu była to dla mnie „tylko” Plath i jej tragiczna legenda, zakonserwowana przez kulturę popularną, w tym Gwyneth Patrow w roli głównej (film z 2003 roku pt. „Sylvia”).
Jak to jednak z „wielkimi” bywa, Sylvia wracała do mnie latami. Nienachalnie, delikatnie, po cichu. Tak jakby co jakiś czas sprawdzała czy aby nie jestem wreszcie gotowa na to by zanurzyć się w jej słowach, tym razem tak naprawdę. I chyba w końcu, parę lat temu do niej dorosłam. Trochę w tym też zasługi książki Elizabeth Winder pt. „Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953”, w której autorka za główny cel postawiła sobie przełamanie wizerunku (z różnym skutkiem) Plath jako wiecznie cierpiącej poetki i pokazanie jej jako kobiety, która tryskała zaraźliwą energią, była niezwykle towarzyska, interesowała się modą, makijażem, lubiła odnajdować przyjemność w jedzeniu i czytaniu czasopism. Ta książka - ów kontrapunkt - sprawiła, że coś co do tej pory powoli się uchylało, ostatecznie się we mnie otwarło. Odrzucając popową biografię Plath, znalazłam w końcu swój klucz do jej twórczości. I tym kluczem, pełniejszego obrazu - czytałam „Johnny’ego Panikę i Biblię Snów”.
Spotkałam tutaj obie Sylvie: tę którą „znam” z dawnych, studenckich czasów i tę, którą odkryłam później. Każda bezkompromisowa, tęskniąca, z szaleńczo wręcz nieograniczoną wyobraźnią. Każda wędrująca własną ścieżką i snująca swoją opowieść. Nie zawsze w sposób oczywisty, jednoznaczny, ale zawsze z charakterystyczną dla siebie cudownością, uważnością i zadziornością słów. Bo, czego nie da się ukryć, Plath przede wszystkim była poetką i jej liryczna dusza wyłania się z każdego zdania zbioru. Tak wtedy gdy szkicuje rzeczywistość z ogromną precyzją, gdy zauważa niedostrzegalne, jak i wtedy gdy łączy jawę ze snem. Ta szczególna czułość sprawia, że tekstami Plath trzeba sycić się w ciszy, w skupieniu. Mamy tutaj bowiem do czynienia z literaturą wymagającą, zachłanną na czytelnika, nie chcącą się nim dzielić.
Każde z opowiadań jest zakotwiczone w życiu autorki, co w kontekście jej biografii, tej popularnej i tej mniej znanej, dokłada nam kolejne piętro znaczeń. Jeśli więc i wy czujecie się gotowi na spotkanie z literaturą wymagającą, wyjątkową, odległą, a jednak bliską, czułą na najmniejszy niuans emocji, pochylającą się nad rozpaczą jednostki, spostrzegawczą, wrażliwą i poruszającą, to nie możecie przegapić twórczości Plath. Przygotujcie się na ucztę i zatracenie.
Zbiór opowiadań Sylvii Plath, a wśród nich odnalezione niedawno – i nietłumaczone dotąd na polski – Mary Ventura i dziewiąte królestwo. Wszystkie w doskonałym przekładzie Agi Zano. Od czasów, gdy ...
Zbiór opowiadań Sylvii Plath, a wśród nich odnalezione niedawno – i nietłumaczone dotąd na polski – Mary Ventura i dziewiąte królestwo. Wszystkie w doskonałym przekładzie Agi Zano. Od czasów, gdy ...
Q: jakie macie plany na weekend? Jeśli obserwujecie mnie od jakiegoś czasu, to już wiecie, że u mnie na profilu raczej królują romanse i fantastyka i bardzo trudno o np. literaturę piękną, a jednak ...
@guzemilia2
Pozostałe recenzje @alicya.projekt
Piękno nawiedzonych miejsc
@ObrazekGdy zapada noc, w gęstym mroku majaczy zawodząca żałośnie postać Białej Damy, przechadzającej się samotnie po zamkowym dziedzińcu. O dreszcze przyprawia daleki...
Co jeśli nasz strach może się zmaterializować i nam zagrozić? Co jeśli potwory, tak po prostu, żyją obok nas? Gdyby ludzie o tym wiedzieli…nie odważyliby się już nigd...