„Bez. Ballada o Joannie i Władku z jurajskiej doliny” Andrzeja Muszyńskiego to jedna z tych niełatwych książek, które nie dość, że dotykają bolesnego problemu, to jeszcze czyta się je z pewnym trudem, trzeba jej poświęcić maksimum uwagi, by całkowicie zrozumieć i docenić kunszt autora, jego wnikliwość i ogromną wrażliwość. Książka opowiada o wieloletnim małżeństwie, które zmaga się z traumą bezdzietności. Opisuje ich walkę o potomka wszelkimi dostępnym metodami – in vitro i adopcji, jednak wszystko to kończy się fiaskiem, depresją, całkowitym oddaleniem, przeżywaniem w samotności swoich emocji związanych z tą okropną sytuacją. Małżeństwo Joanny i Władka trwa, jednak nie należy do szczęśliwych, jest martwe. Brak dzieci powoduje w ich egzystencji pustkę, którą zapełniają oglądaniem starych nagrań VHS, analizą poezji czy zagłębieniem się w tematykę teologiczną. Obserwujemy miotanie się dwojga ludzi, którzy po prostu nie mają siły, by cieszyć się życiem. Nie ma dla nich nadziei, skoro nie mogli spełnić swoich marzeń o dzieciach.
Jak to w balladzie, w nieszczęście pary uwikłane są moce nadprzyrodzone. Joanna i Władek mieszkają w wiosce, w której cały czas obecne są czary. Dawno temu w tej okolicy spadł meteoryt, przez który kobiety przestały rodzić dzieci, a jeśli jakiejś się udało, to zawsze były to trojaczki. Miejscowe zabobony odnoszące się do kobiet w ciąży zabraniają im wychodzić z domu, plotki mówią o karłach, którym urodziło się dziecko niepodobne do człowieka, całe pokryte sierścią. Tajemnicze spotkania mieszkańców w pobliżu ukrytego grobu dzieci nienarodzonych budują duszną atmosferę tego miejsca, którego historia wraz z przekonaniami mieszkańców zdają się mieć wpływ na niechcianą bezdzietność bohaterów.
To miejsce, w którym przyszło żyć Joannie i Władkowi, choć to odległa prowincja, kojarząca się ze spokojem i błogością, nie należy do przyjaznych. Wioska jest groźna, ponura, zimna i niepokojąca. Mieszkańcom towarzyszy tajemniczość, której nie chce się rozwiewać, by nie zobaczyć jakiegoś zła, nieszczęścia, w świetle dziennym. To miejsce kojarzy się tylko z cierpieniem i wywołuje przede wszystkim chęć ucieczki.
Książka jest cała w takim klimacie – chłodnym, przygnębiającym, depresyjnym, co bardzo dobrze koresponduje z nastrojem obecnym w znanych mi balladach poetyckich. Jest dziełem wymagającym, a jednocześnie godnym uwagi. Bohaterowie próbują dowiedzieć się, dlaczego właśnie oni zostali dotknięci tak trudnym doświadczeniem, a ich poszukiwania odpowiedzi sprawiają, że oddalają się od siebie, żyją pod jednym dachem, jednak w całkiem innych światach i każdy na swój sposób przeżywa daną im sytuację. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tą lekturę. Z pewnością nie zawiedzie tych, którzy szukają gęstej od emocji, dającej do myślenia literatury.