"Nigdy nie obawiajcie się przyszłości. Cokolwiek się stanie, przyszłość to jedyna droga powrotna".
Małymi kroczkami nadrabiam zaległości czytelnicze i tym razem przyszła kolej na dosyć sławnego amerykańskiego pisarza. W nowościach biblioteki znalazła się właśnie książka "Bez tchu", nie zastanawiając się długo, zabrałam ją ze sobą do domu.
Dean Koontz to autor, który specjalizuje się w gatunkach: thrillerach, science-fiction, a także psychologicznej powieści grozy. Jego powieści zostały przetłumaczone na 38 języków i sprzedały się nakładem 450 milionów. Pisarz porównany ze swoim rodakiem Stephanem Kingiem.
Grady Adams postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie i zapragnął łona natury. Przeprowadził się na totalne odludzie w Górach Skalistych, zajmując się wyrobem mebli, a jego towarzyszem jest pies. Nie chce pamiętać o swoim dawnym życiu i pracy, która łatwa nie była, gdyż był snajperem, ale trzyma to w tajemnicy. Jaki ma ku temu powód? Podczas jednego ze spacerów mężczyzna dostrzega dziwne, białe stworzenia, które porośnięte są białym futrem. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie blask, który emanuje od zwierząt. Grady spotyka ponownie stworzenia, które wpraszają mu się do domu. Okazuje się, że są niebywale inteligentne i posiadają cechy ludzkie. To nie koniec wydarzeń jakie czekają na czytelnika, bowiem równolegle toczą się cztery inne historie: wynajętego zabójcy, mordercy - psychopaty, włóczęgi i naukowca, który specjalizuje się w teorii chaosu. Wydaje się, że te historie toczą w zupełnie innym rytmie niż główny wątek fabularny, czytelnik przez cały czas się zastanawia do czego to zmierza, a jednak trzeba wytrwać do końca, by przekonać, iż wszystkie historie się ze sobą klarownie połączą.
"Bez tchu" to przeciętna pozycja, napisana bez polotu. Przede wszystkim z tyłu okładki możecie znaleźć całe streszczenie książki, już dawno nie miałam taki szczegółowego opisu. O ile pomysł na dziwne stworzenia, bardzo mi się podobał, to reszta zwyczajnie nie trzymała się kupy. Nie jest to dobra pozycja na pierwsze spotkanie z tym autorem, ale jednak dam mu jeszcze szansę. Przede wszystkim zabrakło tu strachu, emocji, szczerze powiedziawszy powieść pozostaje mi obojętna i nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć, czy nawet emocji, a to jednak chyba jest najważniejsze w powieści pokroju tak utytułowanego i płodnego autora.
Rozdziały są krótkie, czcionka duża, dzięki czemu czyta się naprawdę szybko. Język jest prosty, a fabuła sprawia wrażenie chaotycznej. Przeskakiwanie z głównego wątku fabularnego na wątki poboczne, raz to była historia zabójcy, następnym razem historia psychopaty-mordercy, innym razem włóczęgi, a jeszcze innym naukowca, dla mnie nie miała żadnego sensu i składu, gdyż zwyczajnie się gubiłam. Wszystkie wymienione historie mieszały się ze sobą, prowadząc czytelnika donikąd, do czarnego tunelu bez wyjścia. Całe szczęście, iż autor już w zakończeniu dosyć umiejętnie połączył wszystko, jednak i tak wrażenia z lektury pozostały nijakie.
Główny bohater to typ odludka, która łaknie spokoju, samotności i kontaktu z przyrodą. Jednak nie jest mu to dane ze względu na pojawienie się dziwnych stworzeń. Zaniepokojony mężczyzna wzywa koleżankę, która jest weterynarzem, aby zbadała owe stwory. Po jakimś czasie wszyscy zmuszeni są do ucieczki, a przewodnikami są puchate stwory, które wyznaczają drogę. Dokąd ich to zaprowadzi?
Żałuję, iż wśród licznego dorobku autora przyszło na początek mi się zaznajomić z pozycją tak przeciętną. Jak się okazuje nowości znanych autorów mogą okazać się porażką i lepiej sięgnąć po coś starszego, a najlepiej się zaznajomić z dorobkiem autora, by uniknąć przykrych rozczarowań. Książkę przeczytać się da, ale fajerwerków nie ma. Ponadto całość ratują wymyślone przez autora stworzenia, które totalnie mnie urzekły.Tym razem nie będę zachęcać, ani odradzać, musicie sami zdecydować czy chcecie przeczytać powyższą pozycję.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/05/bez-tchu-dean-koontz.html