Tytuł, który mocno intryguje, kolor okładki, który nie przekonuje i jeden aspekt, który nie pozostawia wyboru - autyzm.
Dlaczego? Dojdę do tego.
Na początku chciałbym Wam przedstawić panią prokurator, Paulinę Wilczyńską, mamę, która samodzielnie wychowuje pięcioletniego synka z autyzmem. Sprawa, z którą przyjdzie jej się zmierzyć, będzie tą, dotąd najtrudniejszą w jej zawodowej karierze.
Śmierć bezbronnego, niepełnosprawnego niemowlęcia wstrząśnie każdym, bez wyjątku. Śmierć łóżeczkowa? Raczej nie tędy droga. Maleńkie dziecko, które nie żyje? Jaki potwór się za tym czynem kryje?
Autorka zabiera nas w naprawdę trudną pod względem emocjonalnym, nie tylko czytelniczą, ale i życiową podróż. Nie lukruje, nie cukruje, tylko odważnie pokazuje, z jednej strony swoją bezkompromisowość w dążeniu do sprawiedliwości, a z drugiej swoją bezsilność w obliczu wyzwań codzienności. Walczy z koszmarami, które zagłusza alkoholem i lekami.
Myślę, że mój odbiór tej historii może być inny niż większości czytelników, bo mnie z racji doświadczenia, znacznie bardziej interesowały zagadnienia dotyczące autyzmu, niż rozwiązanie kryminalnej zagadki, której zakończenie nie było dla mnie zaskoczeniem.
Nie chcę w żaden sposób umniejszać kryminalnemu wymiarowi tej fabuły, ale moje serce oddałam mamie, a nie pani prokurator, choć uczciwie muszę przyznać, że i w tej roli radziła sobie naprawdę wyśmienicie.
Niezwykle doceniam wiarygodność, rzetelność i wielowymiarowość przekazu, przez co jestem tą historią naprawdę poruszona, a to właśnie emocje, które mną targają podczas lektury, cenię sobie najbardziej. Żadna krzywda nie pozostawia mnie obojętną, a ta dotycząca dziecka to już tak szczególnie. Jestem w stanie wydrapać oczy. Serio. Lojalnie uprzedzam, że moje paznokcie są naprawdę długie.
I na koniec trochę prywaty odnośnie do wyżej wspomnianego autyzmu.
Przez kilka lat miałam to szczęście ( tak szczęście) pracować z dziećmi ze spektrum autyzmu. Początek tej drogi był dla mnie bardzo trudny.
Nie umiałam się pogodzić z taką niesprawiedliwością, z tym trudem i bólem, który codziennie obserwowałam w oczach rodziców. Moja Babcia powiedziała mi wtedy, że "tylko wybrani rodzice mogą dostać w prezencie tak wyjątkowe dzieci".
Dziś już wiem, że miała rację.
Trudny początek przyniósł jednak piękne lata. To ja miałam uczyć względnej samodzielności i tego, jak odnaleźć się w tej trudnej rzeczywistości, pełnej niezrozumiałych bodźców, a to mi pokazano, jak żyć. Nauczono większej cierpliwości, otwartości wrażliwości, radości i miłości. Uczciwie muszę przyznać, że była to również orka na ugorze, ale nie zamieniłabym jej na nic innego. Dlatego rozumiem to poczucie osamotnienia, niezrozumienia i odrzucenia, tę społeczną izolację, brak wsparcia zarówno ze strony środowiska szkolnego, jak i rodzinnego. Tę codzienną bezsilność i stale obecny lęk o przyszłość.
Chciałabym pogratulować Autorce naprawdę udanego debiutu, ze starannie dopracowaną, przez co niezwykle obrazową warstwą obyczajową. To opowieść, która wywołuje w czytelniku cały wachlarz emocji, od wzruszenia, poprzez wściekłość i niedowierzanie. Za tę codzienną, prywatną i zawodową bitwę-szanuję, a za napisaną historię, ogromnie dziękuję.