Zacznę od tego, że reportaż miał być o różnych kobiecych obliczach w Meksyku. Ja jednak ze swoim skrzywieniem dostrzegałam wszędzie tylko to przygnębiające oblicze - kobiety skrzywdzonej przez kulturę, obyczaje, tradycje i drugiego człowieka. Silnego macho - faceta bezmyślnego, nie posiadającego w swoim repertuarze zachowań ludzkich odruchów i wyższych wartości. I na tym się skupiłam. Raczej żadnego pozytywnego oblicza nie dostrzegłam.
Książka poświęcona w szczególności sytuacji kobiet, kulturze macho oraz mnogości wierzeń plemion indiańskich, w których wielka rolę odgrywa właśnie kobieta.
Bardzo dobrze, że powstają takie prace, że są ludzie, którzy chcą podejmować tematy trudne, choć dla nas odległe. „Baśnie z odległej krainy”… raczej współczesny horror.
Beata Kowalik w reportażu o Meksyku wyjaśnia czym jest maczyzm i jak kultura macho wpływa na sytuację kobiet. Stwierdzenie, że los kobiety jako narzędzia w ręku mężczyzny do osiągania jego celów jest bardzo ciężki to zbyt mało. Reporterka odkrywa przed nami, jak z ofiary można zrobić winnego. W systemie prawnym Meksyku to nagminne. Tam kobieta nie ma żadnych praw. Nie tylko kobieta. Dotyczy to również nieletnich dziewczynek, które padają łupem handlarzy ludźmi i seks biznesu, seksualnego wyzysku.
Ta książka to bardzo przygnębiający obraz. Obraz kobiety w zastraszonym i sterroryzowanym społeczeństwie przez mafię i skorumpowane państwo, wśród urzędów i policji współpracujących z lokalnymi gangami a nie na rzecz ofiar.
Pięści zaciskały się najbardziej, gdy autorka opisywała losy nieletnich dziewczynek padających ofiarą bezwzględnych przestępców „pracujących” w seksbiznesie. Te informacje powodują, że wyobrażam sobie jedyne rozwiązanie z tamtejszym złem – zbrojna wojna z przestępcami seksualnymi na każdym szczeblu. Wymordowałabym ich w pień. Co do jednego. Sytuacja kobiety w Meksyku jest po prostu beznadziejna. Albo ją sprzeda stary za krowę, albo zostanie wydana za mąż i będzie bita i wykorzystywana jako wół roboczy, albo zabita w przypływie wściekłości przez męża, któremu musi być posłuszna. Będzie rodzić dzieci przez naście lat. Albo ją ktoś porwie na ulicy, zmusi do prostytucji w warunkach, jakich nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić (autorka przytacza osłabiające historie, podaje statystyki, które wprawiają w osłupienie). Gdy jednak uratują ją działania opieszałego systemu sprawiedliwości lub gdy sama zdoła uciec, musi liczyć się z odrzuceniem społeczeństwa. Gdzie tam społeczeństwa! Rodziny! Która, tak jak sąsiedzi, koledzy ze szkoły (bo najczęściej ofiarami padają nieletnie dziewczynki) potraktują jej tragiczną sytuację jako plamę na *honorze* rodziny. Najczęściej takie osoby, odurzane narkotykami, gwałcone, poniżane, bite, wykorzystywane, zniszczone psychicznie mogą liczyć jedynie na pomoc stowarzyszeń. Albo iść na ulicę i tak ciągnąć swój żywot już do końca.
Niektóre fragmenty czytałam z ogromnie ciężkim sercem. Z gniewem, który mógłby zniszczyć wszystkich osobników płci męskiej, który choć raz spojrzałby złym okiem na kobietę w Meksyku. Skala okrucieństwa wobec kobiet i dzieci oraz braku szacunku dla godności drugiego człowieka, nierespektowanie praw człowieka i totalny brak ochrony ze strony państwa w stosunku do ofiar przemocy domowej czy seksualnej jest po prostu nie do udźwignięcia dla kogoś takiego jak ja.
Meksyk to piekło. Dla dziewczynki, kobiety Meksyk to piekło.
Tak to podsumowała jedna Indianka walcząca o prawa kobiet „W naszej kulturze trzynastoletni chłopczyk ma więcej posłuchu niż jego matka”. Tak. Szanujmy tradycje. Pielęgnujmy odrębność kulturową. Bądźmy dumni z różnorodności kulturowej. Ale piętnujmy zło, przemoc, wyzysk.
Beata Kowalik oprócz pokazania kobiet-ofiar w świecie rządzonym przez mężczyzn i prawo pięści, pokazuje też jaśniejszą stronę. Tą jaśniejszą stroną są kobiety-wojowniczki. To aktywistki, które widzą potrzebę uświadamiania kobietom ich praw, motywujące je do egzekwowania ich przez urzędy, policję, sądy. Pokazuje, że życie kobiety walczącej o prawa swoje i innych kobiet oraz dzieci jest zawsze zagrożone. Więc ta jaśniejsza strona wciąż tonie w mroku.
Zawsze będę to powtarzać – religie i wszelkiego rodzaju tradycje ogłupiają człowieka. A głupiego człowieka, niewyedukowanego umacniają w zgodzie na swój własny, beznadziejny los. Asi es… tak już jest.
Pozytywne jest to, że coś zaczyna się dziać. Choć jeszcze dużo wody upłynie, a w niej ogrom ludzkiego cierpienia, deptania godności, krwi, łez i potu tych najsłabszych, tych, którym kultura macho odbiera prawa.
Tylko nieliczne jednostki, silniejsze od macho-tchórza, budzą się z tego marazmu. Ich determinacja i wola walki są godne podziwu. I do nich należy przyszłość tego ziemskiego piekła w Ameryce Północnej.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl