Nikt nie spodziewał się koszmaru, jaki zastali po przyjeździe na prawdopodobne miejsce zbrodni. Mężczyzna, który ich wezwał, niecierpliwie czekał pod drzwiami domu kobiety, którą znał ze wspólnych spacerów z ich zwierzakami. Gdy nie widział jej przez kilka dni, postanowił sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jednak na jego nawoływania odpowiedziały jedynie psy...
Komisarz Barnaba Uszkier jest zaszokowany obrazem, jaki zastaje w domu kobiety. Wszystko pływa w krwi, a ciało denatki jest niesamowicie okaleczone, zapewne za sprawą wygłodniałych psów. Ktoś doskonale znał kobietę, jej rozkład dnia- wiedział, że przez co najmniej kilka dni nikt nie będzie jej szukał. Jedyne tropy to ślepe uliczki, a policjantów powoli łapie zwątpienie. Do czasu, aż pojawia się kolejne ciało...
Barnaba Uszkier ma już potwierdzenie tego, czego domyślał się od początku- seryjny. Problem w tym, iż sprawca jest doskonale przygotowany do swojej "misji" i nie zamierza dać się złapać.
Choć Łowca to już piąty tom, to nie miałam wcześniej do czynienia z twórczością pani Pruskiej; jakoś się nie złożyło. Czytając wiele pozytywnych opinii miałam nadzieję na ciekawą lekturę, która wciągnie mnie bez reszty. Czy tak było?
Polskie realia, w których to każdy zna każdego (a przynajmniej kojarzy) i ma wiele do powiedzenia. Oczywiście, tylko jeżeli chodzi o prowadzenie się danej osoby, rzadziej o jej pozytywnych cechach charakteru. Tak było i w przypadku zamordowanej młodej kobiety- sąsiedzi wypowiadali się głównie o jej urozmaiconym życiu erotycznym (według nich), o kiepskim partnerze, o nieregularnym trybie życia, o hałasujących zwierzakach. Dopiero grzebiąc głębiej, Uszkier uzyskał pełniejszy obraz zamordowanej- miła, przyjazna, pomocna. Zawsze z uśmiechem i "dzień dobry" na ustach. Ale to zaledwie ułamek tego, czego potrzebowali policjanci, by odnaleźć sprawcę.
Polubiłam Barnabę Uszkiera- nawet się nie spodziewacie, jak trudno było mi zapamiętać jego imię i nazwisko! Był takim typowo polskim komisarzem, bez jakichś zagranicznych naleciałości (ponadprzeciętna inteligencja, spryt, etc.). Był jak każdy zwykły zjadacz chleba, tyle że w wersji policyjnej. I nie twierdzę oczywiście, że nie był inteligentny- owszem, był, ale autorka pokazała nam, że prowadzenie śledztwa to wcale nie pstryknięcie palcami, dzięki któremu morderca sam stanie na naszym progu. Przed mężczyzną było sporo roboty, szczególnie, że nie było śladów ani jasnego motywu.
Co do samego wątku... wydaje mi się on trochę przegadany. Ciągnie się i ciągnie, w międzyczasie czytelnik poznaje domowe rytuały komisarza oraz mnóstwo innych rzeczy, nijak niezwiązanych z fabułą. Z tego co pamiętam, wersja elektroniczna książki miała nieco ponad pięćset stron; zazwyczaj taka ilość nie sprawia mi zbyt dużego problemu, ale w przypadku Łowcy musiałam rozłożyć lekturę na kilka dni. Momentami się nudziłam, co dodatkowo zniechęcało mnie do dobrnięcia do końca, lecz dałam radę. Sprawcy nie obstawiałam, bo tak jak policjanci, miałam zbyt mało informacji. Dlatego też zakończenie nie było dla mnie zbyt dużym szokiem, aczkolwiek osoba mordercy nieco mnie zaintrygowała.
Może mam takie mieszane uczucia względem książki, ponieważ swoją przygodę z Barnabą Uszkierem zaczęłam od... końca. Może gdybym rozpoczęła tę podróż od tomu pierwszego, byłoby inaczej. I ostatnie "może"- może jeszcze do niej wrócę, czytając po kolei, jak literacki Pan Bóg przykazał.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Oficynka :)