Nie od dziś wiadomo, że między nienawiścią a miłością, istnieje cienka granica. Myślicie, że jest możliwym odczuwać te dwie emocje w stosunku jednej osoby w tym samym czasie?
Melody Anderson, to kobieta, która straciła to, co było dla niej najważniejsze. Marzyła o zostaniu chirurgiem, spotkała miłość swojego życia, poznała nowych przyjaciół. Cóż, z tego wszystkiego zostało jej to ostatnie. Gabriel Shanon, który stał się jej całym światem, znał jej sekret, zawiódł ją, zdradził, w najgorszy sposób.
Przez niego mogła zapomnieć o wymarzonej karierze, a konsekwencje sięgnęły jeszcze dalej.
Tym razem, przenosimy się do czasów "rok później". Melody mieszka z Polly w Atlancie. Poukładała sobie życie w inny sposób, chociaż głowa i serce pamiętają.
Kiedy wydawać by się mogło, że zostanie tak, jak jest, ON powraca. Gabriel ponownie staje na straży jej bezpieczeństwa.
Drugi tom dylogii "Danse macabre" wyzwolił we mnie sporo emocji. Od samego początku, aż do końca, całkowicie wczułam się w przeżycia bohaterów.
Klaudia sprawiła, że zrozumiałam ich postępowanie, mimo że byłam jednocześnie zła, że podjęli niektóre kroki.
Ta część, jest pewnego rodzaju hołdem dla szczerości. Swojego rodzaju oczyszczeniem postaci. Zarówno przed oczami czytelników, jak i dla ich wewnętrznego spokoju i możliwości poukładania sobie życia. Karty przeszłości, które zostają odkryte, zaskakują.
Tylko, czy po takim zawodzie, można ponownie zaufać?
Uwielbiam to, jak zostały przedstawione uczucia między bohaterami. Bez problemu mogę zauważyć tę chemię i miłość w ich wykonaniu. No właśnie, wykonaniu, ponieważ pięknie zostało tu ukazne, że najważniejsze, żeby miłość okazywać, nie tylko używać wzniosłych słów. To gesty, zachowania, bycie obok w potrzebie, budują to, co może stać się najtrwalsze.
Rozterki, które towarzyszą Melody i Gabrielowi, potrafią złamać serce. Pojawia się wiele obaw, a i znane niebezpieczeństwo znów daje o sobie znać. Ucierpiałam z jednego powodu, moje serce zostało złamane i jestem z tego powodu zła na Klaudię. To właśnie wydarzenie, pokazało natomiast, że wsparcie w najgorszych chwilach ogromnie zbliża.
Nie zabrakło tu również losów Polly i Owena, a tych również uwielbiam.
Przyjemność sprawiło mi odkrywanie tego, co w końcu udało im się zdefiniować.
W tej części możecie liczyć na bardzo rozwinięte emocje, którym oczywiście towarzyszą te gorące momenty. Są jednak one niczym innym, jak wyrażeniem wspomnianych uczuć, bez użycia słów.
Będziecie mieli możliwość uronić łzę, zaśmiać się, zdenerwować, dostać wypieków, poczuć napięcie. Zawsze powtarzam, że to świetna kombinacja.
No i tak, chociaż uwielbiam SZLV, to właśnie GZLV jest dla mnie lepszym tomem.