Jakie pierwsze skojarzenia przychodzą Wam na myśl, kiedy wspominacie Marię Skłodowską-Curie? Naukowczyni, chemiczka, fizyczka, promieniotwórczość, rad i polon, Nagroda Nobla (a nawet dwie)? Bez wątpienia jej osiągnięcia naukowe budzą podziw i uznanie, lecz w ich świetle łatwo zapomnieć, że nasza noblistka była również – i przede wszystkim – człowiekiem, kobietą z krwi i kości, mającą uczucia i problemy. Właśnie taki obraz tej niezwykłej postaci przybliża nam Katarzyna Zyskowska w „Alchemii. Powieści biograficznej o Marii Skłodowskiej-Curie”.
Autorka przedstawia w książce dwie linie czasowe. W jednej z nich poznajemy Manię w roku 1886. Młoda dziewczyna przybywa do Szczuk, aby pracować jako guwernantka u rodziny Żórawskich. Początkowo zafascynowana wsią, szybko poznaje jej prawdziwy, nie tak kolorowy obraz, pełen nędzy i buraczanych pól. To właśnie tam odkrywa w sobie fascynację procesami chemicznymi oraz potrzebę walki o prawa kobiet, a także… skrywaną dotąd namiętność i potrzebę miłości. Akcja toczy się przez kilka kolejnych lat, aż do roku 1891, w którym Mania decyduje się na wyjazd na studia i rozpoczęcie kariery naukowej.
W drugim wątku przenosimy się do Francji, do roku 1911. Marie Curie, po pochowaniu swojego męża Pierre’a i przeżyciu żałoby, przeżywa drugą młodość u boku Paula Langevina, francuskiego fizyka. Niestety nad ich relacją zbierają się ciemne chmury – w końcu zostaje ona ujawniona i dochodzi do skandalu. Paryscy dziennikarze nazywają Marie w swoich brukowcach złodziejką mężów, nierządnicą, Żydówką, przestępczynią. W międzyczasie kobieta dostaje list, z którego dowiaduje się, że Szwedzka Akademia Nauk zdecydowała o przyznaniu jej drugiej – tym razem samodzielnej – Nagrody Nobla z chemii za odkrycie polonu i radu. Jednak wyjazd na ceremonię wręczenia tego odznaczenia stoi pod znakiem zapytania. Opinia publiczna domaga się wyciągnięcia konsekwencji od „tej cudzoziemki”, na Marie spadają groźby przymusu opuszczenia Francji, a nawet śmierci.
Wydarzenia z obu linii czasowych przeplatane są wspomnieniami i retrospekcjami, które doskonale dopełniają całości, pozwalają nam lepiej poznać jakąś postać czy spojrzeć na daną kwestię z różnych perspektyw. Ponadto oba wątki niejednokrotnie idealnie się dopełniają, wręcz przenikają – jestem pełna podziwu dla autorki.
Z omawianej właśnie książki nie dowiecie się zbyt wiele o pracy w laboratorium ani szczegółach dotyczących fenomenalnych odkryć Marii i jej współpracowników. Katarzyna Zyskowska skupia się bardziej na tych mniej znanych wątkach z życia noblistki; opisuje ją nie tylko jako kobietę zmagającą się z nierównościami w świecie nauki, mimo strachu dzielnie stawiającą czoła przeciwnościom i niesprawiedliwości, lecz także jako oddaną żonę, kochającą matkę i namiętną kochankę. Dzięki takiemu podejściu Maria Skłodowska-Curie przestaje być dla nas, czytelników, postacią posągową i odległą, staje się bliższa i bardziej „ludzka”.
Bardzo przypadły mi do gustu język i styl autorki. Zdecydowanie ma ona talent do tworzenia pięknych zdań, które czasem wręcz warto przeczytać na głos, wsłuchać się w ich brzmienie i delektować się nimi. Szczególnie opisy miejsc były bardzo plastyczne i klimatyczne, miejscami wręcz poetyckie. Przy tym wszystkim jednak książkę czytało mi się szybko i przyjemnie, brakuje tu nadęcia, sztuczności czy pretensjonalności. Mimo że bohaterowie tej powieści żyli ponad sto lat temu, w moim odczuciu możemy poznać bardzo dobrze ich myśli i motywacje, zrozumieć ich działania (lecz niekoniecznie się z nimi zgadzać).
Na koniec chciałabym podkreślić, że mimo iż książka jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, nie należy traktować jej jak biografii Marii Skłodowskiej-Curie; raczej jak powieść, która przybliża jej losy. Polecam „Alchemię” z całego serca; sama na pewno sięgnę po inne książki Katarzyny Zyskowskiej.
Recenzja powstała we współpracy ze Stowarzyszeniem Sztukater