Pierwszy skrzeciuch przyszedł do drugiego skrzeciucha...Kiedy w 1974 roku, w czasie gdy za redagowanie i podpisywanie petycji domagających się uwolnienia więźniów politycznych Vaclav Havel został zesłany do pracy w trutnowskim browarze, niemieckie wydawnictwo poprosiło go o napisanie kilku tekstów do przygotowywanego zbioru bajek wschodnioeuropejskich autorów, dramaturg się trochę wykręcał. Jako że nie miał własnych dzieci, naturalna motywacja do pisania bajek została mu oszczędzona. Tłumaczył się więc, że nie umie opowiadać bajek, bo grasejuje (nie wymawia r), a w bajkach występują przecież zawsze postaci, które mają tyle "r" w swych nazwach, jak krrrólowie, krrrólewny, rrrycerze, krrrasnoludki, czarrrodzieje, a w dodatku on nie ma czasu, bo musi przecież wciąż przetaczać beczki. W końcu jednak dał się przekonać, ale na bohaterów wziął postaci ze swego najbliższego otoczenia, którzy nie tylko tego strrrasznie twardego "r" nie mają w zwykłej nazwie, ale na dodatek wymyślił im nowe, mięciutkie miano, mało znane dotąd w języku czeskim: pižďuchové (czytaj: piżdiuchowe). Mówią, że inspiracją dla tego słowa były pišťuchy (
szczekuszkowate) - małe, zająco-podobne gryzonie, które jak susły wiele czasu spędzają na obserwacji okolicy. Inni upatrują źródeł w potocznym znaczeniu małego, złośliwego, ale przecież miłego skrzata (niektórzy tą pieszczotliwą nazwą określają dokazujące dzieci, inni piżdiuchami nazywają zwykłe pionki w szachach). Także w języku rosyjskim lub ukraińskim istnieje podobnie brzmiące słowo: пиздюк, które oznacza 1.
(żart.) małe dziecko, 2. chytrego, fałszywego człowieczka, gnoma, 3. nikczemnika, 4. (
pot.) ginekologa, 5. a może także oznaczać męski organ płciowy (także: "pizdiec"). W Pradze na Żiżkowie istnieje gospoda "U Pižďucha" - chętnie odwiedzana przez Rosjan, bo, jak mówią: "
каждому россиянину ну очень любопытно побывать там, куда всех посылают"... Nazwa ta więc u Rosjan i Ukraińców budzi szczególną wesołość. W wulgarnym języku mówionym można by znaleźć jeszcze jedną konotację: подпиздить - to i ukraść, i podkablować, czyli donieść komuś. Sami Czesi mówią, że główny trzon słowa jest miły, ale końcówka "diuch" ma nieco negatywną konotację (por. polski "łapciuch"). Tłumacz ominął ten trop językowy i wymyślił dla polszczyzny bardziej neutralną nazwę , która nam jednak raczej z niczym się nie kojarzy. Może trochę ze skrzatem (po czesku:
skřítek, skřeček) + ta negatywna koncówka.
[Drogie dzieci... [jakkolwiek się bawicie] bardzo uważajcie, żebyście się nie przewróciły i nie uderzyły w głowę, bo mogłybyście zostać skrzeciuchami! (s.10; "Skrzeciuch bez rekwizytów")
I trzeba powiedzieć, że wszystkie powyższe skojarzenia są na miejscu, ponieważ Havel pisze - bardzo miło, niemal z sympatią - o nikim innym jak o tajniakach (po czesku: fizl, estebak). Czyli na nasze o: agentach, ubekach, gumowych uszach, donosicielach, kapusiach. Książeczka składa się z kilku zabawnych mini-opowieści z codziennego życia "skrzeciuchów". A co oni w życiu robią? Podsłuchują - nawet siebie nawzajem. Donoszą. Wypełniają papiery. Intrygują i kopią dołki pod innymi. Wszystko załatwiają na telefon - po znajomości. Szukają protekcji i protegują. Nie umieją się zachować na łonie natury. Nie mają o czym (boją się?) ze sobą rozmawiać. To wszystko jest z życia, opisane z dużą dozą ironii, ale podane zostało tak miło i dowcipnie, jakby to była bajka o kreciku. W dodatku dla polskiego wydania genialnie zilustrował książeczkę
Radosław Bączkowski. Jego rysunki pasują do stylu opowiadania naprawdę nadzwyczajnie. Czesi mogą nam pozazdrościć takiego wydania!
Bajeczki były pisane dla dzieci, ale naprawdę mogą je docenić dorośli, zwłaszcza ci, którzy jeszcze pamiętają czasy, o których one opowiadają. A były to czasy, kiedy piździuchy nadawały ton prawie całemu życiu społecznemu... Dobranoc Państwu!
P.S. Rysunek na okładce poszerza, moim zdaniem, historię piździuchów o nasz, polski kontekst, jeśli się mu dokładnie przyjrzeć...